fajny był ten hotelik, ale to śniadanie... dziki tłum zleciał się od ósmej do restauracji. Jakby nie jedli od tygodnia. Harmider. Do tego dzika muzyka z głośników. Jakby chciało się powiedzieć - przyjdź, zjedz jak najszybciej i znikaj. Jedzenie naprawdę smaczne, tylko za głośno, za gwarno, a na tym poziomie, to oczekuję spokoju i przyjemności. Tak czy siak, wrócimy tu, bo warto. Co dziś? Bliżej A4, bliżej domu, więc wybraliśmy trasę na obrzeżach Izerów. Ruszamy z wioski solidnie odseparowanej od świata - Przecznicy. Skrajem lasu, aż zobaczyliśmy znak prowadzący ku Jelenim Skałom. Pani mówi - ja bym tu teraz usiadła z książką i posiedziała kilka godzin. Jest pięknie, słońce przygrzewa, piękny widok, izerska harmonia wszystkiego ze wszystkim. Tu czuć ciszę i spokój. Znaleźliśmy perełkę, kolejną w Izerach. Oj warto. Jak wrócimy tu znowu na listopadowy tydzień, to będziemy tu wracać. Później idziemy lasem, fotografuję grzybki, dyskutujemy o dziwo nie o ekspedycji, a o Pani pracy. Korzystam z moich umiejętności i doświadczeń.
Przyjemnie nam się rozmawia, choć jestem tak skupiony, że niewiele dziś pamiętam z tego lasu. Nic to, przyjemność to była. Obiad w Mirsku. Nasza stała restauracja dziś zarezerwowana, podjeżdżamy do innej... oj co tu jest za świat. Zjedliśmy naprawdę dobrze, ale bieda dookoła, żal patrzeć. Trasa do domu długa, na szczęście w okolicach Wrocławia nie było tłumów.
Pani mi uświadomiła, że to był ostatni nasz weekend w Polsce w tym roku, koniec weekendowego sezonu. Już??? jak to zleciało. Jednak trzeba przyznać, że to był wspaniały rok wyjazdowy, mnóstwo rowerów, mniej gór, nie było znowu Tatr. Były mikrowczasy na Fatrze i Morawach - genialne! Ale przede wszystkim - to był czeski rok. Odkryliśmy wiele ciekawych miejsc, a wszystko zaczęło się od jednego wyjazdu -
Winter Cieszyn Foto Seszyn i jednego gościa, który wiele ciekawych rzecz nam opowiedział o tym kraju. No i tak odkrywamy go krok po kroku. Jeszcze sporo zostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz