Na parkingu jeden Chevrolet. Idziemy gęstym lasem, wąską ścieżką, która nie jest dość dobrze uformowana. Momentami przechodzi się przez rumowiska skalne. Idzie się wolno, nawet bardzo. Mało kto tędy chodzi, są sytuacje, że trzeba przejść pod zwalonym drzewem - ściągnąć plecak, przejść, założyć plecak. To trwa. U podnóża jednego z wodospadów rozciągnięta jest lina, pomaga przejść przez rzekę. Wreszcie po jakichś 2km i blisko 2 godzinach mordęgi wychodzi się na wychodzi się na płaskowyż… a więc to tak tu jest… mech, coś w rodzaju kosodrzewiny, sporo strumyków. Zachmurzyło się i to bardzo, pewnie nie ma takich barw, gdyby były przy pełnym świetle. Jest znak informujący, że jesteśmy na terenie światowego dziedzictwa. Wiem, że przed nami chata. Patrząc na zegarek, a było po 15 i chmury, stwierdzamy, że dojdziemy do chaty, coś zjemy i schodzimy. Nie ma co iść dalej, zejście nie będzie łatwe. Chata jakże daleka od tych z Overland. Zbita z blachy, bardziej schron dla tych, których zastała niepogoda. Jakbym słyszał jakieś głosy….
I tu zaczyna się magia. Było to tak - wchodząc jak to zwykle bywa przychodzą do głowy różne myśli, a to o robocie, a to o komputerze (często myślę sobie co w nim zmienić, co skonfigurować, co dokupić), a co jutro itp. itd. Podczas dzisiejszego wejścia na dosłownie 2 sekundy miałem coś w rodzaju wizji. Zobaczyłem w myślach, że spotykamy dwóch mężczyzn schodząc i powiedziałem Pani, że mam przeczucie, że warto z nimi iść. Myśl przyszła, myśl poszła, miałem dziś takich wiele, jak to powyżej, choćby o moim komputerze. Zaczęliśmy schodzić oddalając się od chaty. Najwyraźniej słyszę jakieś głosy. Pani mówi - patrz, tam idą ludzie. Odwracam głowę… i widzę 2 mężczyzn w odległości jakichś 300 może 400 metrów, machają nam, pomachałem i ja… ciarki mnie przeszły. Przecież realizuje się to, co 2 godziny temu miałem w myślach! Pani tego wtedy nie powiedziałem, ale teraz dopiero o zrobiłem. Wierzy mi. Po kilku minutach mężczyźni docierają do nas, spotykamy się. To się dzieje naprawdę!!! Rozmawiamy. Szli na dziko, przeszli okoliczne szczyty, widać, że byli zmęczeni. Mapa jaką mieli w AllTrails zawiodła, nie omieszkałem pokazać mapy.cz, gdzie wszystko widzę i działa. Opowiedziałem co to my za jedni, jak dodałem, że mamy przechodzony Overland… uuu to goście jesteśmy. Powiedzieli nam, że zobaczyli mój pomarańczowy polar, domyślili się, że skoro idziemy, to musi tam być ścieżka. I na koniec tej konwersacji padło to, co mi się zobaczyło, stwierdzenie „to co, schodzimy razem?”, tak, schodzimy razem. Co to jest? Jak to nazwać? Jasnowidztwo, opieka anielska… nie zapomnę tego. Poszli szybciej od nas, my jeszcze pić, zdjęcia. Jednak przy przejściu potoku z liną zatrzymali się, jakby na nas czekali. Zeszliśmy blisko siebie do auta. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, nie powiedziałem im o moim przewidzeniu. Poprosili o podwózkę jeden km. Niestety odmówiłem, w naszym małym Suzuki na tylnej kanapie jest spora walizka, nie zmieszczą się tam 2 osoby. Nie pogniewali się. Odeszli. Ani ich, ani auta już nie zobaczyliśmy. Przed czym nas uchronili? Przed czym my ich uchroniliśmy? Nie dowiemy się. To był cudowny dzień w górach.
W aucie puszczam radio… Freddy i Bohemian Rapsody. Co za dzień. Jutro ma padać i zasłużony odpoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz