wahaliśmy się gdzie pójść, padło na okolice Sępiej Góry, malutka wioska Kotlina. Jest mglisto, nogi już czują trudy tygodnia. Pogórze Izerskie, podobnie jak Kaczawskie, jest fascynujące. Snuję wizje tras rowerowych w tych rejonach. Monotonię spacer burzy Służba Leśna. Dobrze, że są, tylko niestety mają co chłopaki robić. Raz nas mijają, pozdrawiamy się, ale kilkanaście minut później znowu się widzimy u podnóża Sępiej Góry - dukt leśny kompletnie zniszczony, koleiny mają chyba z metr. Oni załamani, robią zdjęcia i dokumentują. Pytam - kto to robi? Leśnictwo zleca prywatnym firmom, a te... widać co robią. Niszczą. Straszny widok. Żegnamy się z Izerami, polska część po ty, co widzieliśmy robi się jeszcze bardziej przygnębiająca. Ciekawe są ruiny schroniska w Kotlinie, ale nie wchodzę do piwnic. Tak minął dzień, spokojnie, aktywnie. Pakujemy się wieczorem, jutro czas wracać. Zaczynam myśleć, co zwiedzić, gdzie zajrzeć. Miałem pomysł, aby wejść na Ostrzycę, zejść w Legnicy... ale coś mnie tchnęło - dziś inaczej to postrzegam z perspektywy tego, co przeżyliśmy dzień później. Tchnęło mnie, aby zwiedzić malutką kapliczkę, którą znam z widzenia i bazylikę w Legnickim Polu... i tak zrobiliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz