Słabo spałem, duszno było, ale co tam. Wygody mam w domu, ale takich widoków już nie mam, warto było. Leżymy do 7.10, niemal cały pokój opustoszał. Za oknem ciemno, widać małe ruszające się światełka w górach. Twardziele. My na spokojnie, idziemy na śniadanie, płatki z wodą, herbata. Ruszamy o 9. Idziemy korytem rzeki, gr11, tylko trzeba tam jeszcze zejść. Jest pusty szlak, to dobrze. Idziemy najpierw pod wodospad Cascada Cola de Saballo. Dla lokalsów miejsce kultowe. Posiedzieliśmy chwilę i w drogę. 9km przed nami i to będzie męka. Ku nam ciągnie pół Hiszpanii. Jest sobota, genialna pogoda. Morskie oko do kwadratu. Jedyne co warto dodać, to widoki do momentu, kiedy ściana i wodospad znikną. Widoki nieziemskie. Później z każdy z krokiem uświadamiamy sobie, jak dobrze było iść górą. Nawet mi się już nie chce gadać „hola”, „buenas” itd. Miliony. A to mnie męczy. Pani też skarży się na ból ramion. Dotarliśmy do busa, wrzuciliśmy nasze graty do bagażnika i odjechaliśmy do Torli, cudowna sprawa te busy, jeżdżą co 15 minut, a parking na końcu drogi jest pusty. Po prostu nie wolno prywatnym samochodom wjeżdżać i kropka. Jest porządek. Padamy. Auto mamy na parkingu w Torli, mimo że jest on gigantyczny brak miejsc! Mówiłem, pół Hiszpanii tu przyjechało. Idziemy od razu coś zjeść. Później hotelik, tam mamy walizkę. Wczekowujemy się, sprawdzam jak zawsze, czy booking już nie potrącił sobie opłaty… Ale ale mam podwójną opłatę za nocleg przed wypadem z góry. Rozmawiam z miłą recepcjonistką, poprosiła o potwierdzenie transakcji i dała znać menadżerowi. Ma się ze mną skontaktować. Ja tym czasem w pokoju kontaktuję się z moim bankiem. Dostałem wytyczne co dalej. Jakąś godzinę później rozmawiam z menadżerem, przeprosił za zamieszanie, potrącił opłatę, bo nie miał odznaczone, że już mamy opłacone. Hm… dziwne, podejrzane, ale mu wierzę. Sprawa załatwiona. Czas odpocząć i umyć się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz