w sobotę 12.07 padało, więc pomieszkaliśmy nieco w domku, ale w niedzielę to już pasowałoby gdzieś wyskoczyć. Trzymały mnie strasznie wołowe żebra w Hukvaldach, więc tam pojechaliśmy. Góry? niejako przy okazji. Ale tez ważne, muszę przecież buty rozchodzić, bo jeszcze uwierają. Smrk w Beskidzie Śląsko-Orawskim. Jak to możliwe, że jeszcze tam nie byliśmy? ano tak wyszło. Upał od rana. Delikatne równomierne podejście. Na szycie większość mężczyzn bez koszulek, taki upał. Ale tylko mężczyzn. Jakaś moda nowa? coś przegapiłem? ja ubrany w długi rękaw, jak zawsze w koszulce "oddychającej", nie zamierzam się roznegliżować. Mamy ze sobą hamaki, schodząc rozbijamy mały obóz, zrzucamy buty i laba. Świetna sprawa. Później wg planu, podjazd do Hukvald, gdzie mało ludzi mimo wakacji i niedzieli i żebra wołowa. Majstersztyk. Odpoczęliśmy, wieczorem tour de France.













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz