piątek 18.07
ukochana rutyna - 14.00 koniec pracy, pojedzone, mieszkanie zamknięte, uber do Pani, auto, jedziemy. W radiu nagrana Poranna Manna. Tym razem smutno po odejściu osoby z radia. Podróż minęła długo, wolno się jedzie, ale wreszcie trzecia Kaczawa. Letni powrót tutaj powoduje wielką radość dla mnie. Wypakowaliśmy się i czas na przejażdżkę. Ruszamy na Okole, podjazd jest stromy i trudny, ale Pani nie pchała roweru, to już coś. Świeży asfalt, więc jedzie się dobrze. Później zjeżdżamy okolicznymi lasami... tu robi się ciekawie. Pisałem już na łamach mojego bloga o kilku różnych dziwnych sytuacjach. Jest i kolejna - zjeżdżamy przez gęsty las i czuję się bardzo nieswojo. Jest po deszczu, jest cicho, gęsto. Czuję dziwny lęk. W lasach bywamy często i bardzo rzadko czuję się jakoś tak zagrożony. No ale to się działo w ciągu sekund - najpierw dziwne uczucie, a za chwilę hmmm... ryk? szczekanie? wycie? dziwne to było. Jak to usłyszałem, pomyślałem o dwóch psach, ale gdzie tu psy? Na szczycie Okole? dziwne. Pani za mną jechała i pyta mnie, czy słyszałem to coś. Potwierdzam. Dodaje za chwilę, że taki nieludzki ryk może pochodzić z zagubionych dusz, które są tutaj. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl, jak to piszę. Ale ja w takie rzeczy wierzę. Możliwe to jest. Nic, pomodliłem się zjeżdżając. Poczułem się dużo lepiej. Lasy na północny zboczu Okole są dzikie, polecam zobaczyć i doświadczyć. Ale to "moja" Kaczawa, ukochany teren, więc nie ma co się trwożyć. Słońce zachodzi, jest cudnie. Przy drodze odrywamy gigantyczne pokłady malin i poziomek. Co za miejsce. Jemy do pełna! Tak minął nam piątek, odpoczynek, relaks, jutro ważny dla nas etap - Pętla Lwówiecka, jak co roku.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz