oj nogi bolały, bolały. Pojechaliśmy po śniadaniu do kościoła do Gryfowa. Inaczej będę już na to miasteczko patrzył. Zwykle na Lwówieckiej Pętli wjeżdżamy i wyjeżdżamy, no jest, nic tu nie ma, ciśniemy dalej. Doświadczenie z tego pobytu z nami zostanie. O 12 spakowaliśmy się, jeszcze z gospodarzami rozmawialiśmy, no bo ciekawi wszystkiego. Pojechaliśmy robić plan. Parkujemy za kościołem w Radoniowie. Urocze miejsce, a ten kościół... tak bardzo przypomina mi ten z Richmond. Coś często w ostatnich dniach wspominamy Tasmanię... Jedziemy w stronę Lubomierza, chcieliśmy wiosną pieszo zwiedzić to miasteczko. Wielki kościół, zjedliśmy lody na ryneczku i pojechaliśmy w stronę Pławnej. Kiedyś tu przejeżdżaliśmy, z widzenia kojarzę. Usiedliśmy, wypiliśmy byle jaką kawę i w drogę do auta. Nogi nawet nie bolą, jedzie się wspaniale. Przed Lubomierzem wypatrzyliśmy trasę widokową, której nie mam na mapach. Zapuściliśmy się tam na rowerach. Przez pola i łąki, jest świetnie, wrócimy tu na pewno wiosną, warto obejść ten teren. Wylądowaliśmy na prywatnym polu. Przenieśliśmy rowery przez drut pod napięciem i pojechaliśmy w stronę Lubomierza. Tam obiad i do auta. Piękny dzień, cudny weekend, wykończeni, ale zadowoleni.
.
Jadąc w piątek słuchaliśmy Porannej Manny, którą nagrałem - bo dobrze się słucha jadać za zachód. Wracając skończyliśmy słuchać "W 80 dni dookoła świata", byłem ciekaw tej książki, którą pamiętam z kreskówki.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz