maj jest fatalny, zimno, leje i wieje. Co robić? dni długie, plany czekają... kupiliśmy pierwszy hamak, lubię strasznie Czeladną, więc pojechaliśmy w niedzielę na całodniowy trekking. Przyjemny las, łagodne podejścia, w końcu trochę słońca, choć powyżej 1000 metrów mocno wiało. Wreszcie coś! Beskid Śląsko-Morawski trochę jest taką zapchajdziurą, ale dawno nie byliśmy, choć dobrze pamiętam nasze trasy tutaj. No i Czechy, wiadomo, lubię tu być. W okolicach szczytu jest Narodowy Rezerwat "Kněhyně - Čertův mlýn", nieco ogrodzony, ładne drzewa, warto podpatrzeć przyrodę. Daleko mi do wysokiej formy, mało biegam, raptem raz, trochę roweru, teraz góry. A tutaj trzeba ćwiczyć. W końcu znaleźliśmy drzewa o odpowiednim promieniu i odległości, co by wypróbować hamak. Jak już znaleźliśmy, to się okazało, że zgubiłem uchwyt metalowy w poprzedniej lokalizacji, kilometr w górę szukać zapięcia. Znaleźliśmy. Po rozłożeniu... bajka. Zdjąć buty, wyprostować się, pobujać, popatrzeć w niebo i chwilę dychnąć. Rewelacja. Pani już, ja swój kupię niebawem. Fajna sprawa, ważne, by nie ważył dużo, ten nasz ma jakieś 700g z wszystkimi linami i zapięciami. Montaż trawa 15 sekund, poszukiwanie drzew zajmuje więcej. Dobra to była wyprawa w ładne tereny, nie omieszkam wrócić, jak się znajdzie znowu taki weekend, oby nie. Obiad to wiadomo kaczka po czesku, później Billa i zapasy bezalkoholowe do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz