spało się dobrze, ale jak zawsze ciepło i ta poduszka... mam delikatny sen i wszystko musi być niemal perfect, bym się wyspał. No ale cóż... dziś ruch, bo od 12 przyjeżdżają goście, więc jemy śniadanie i powolutku zwalniamy miejsce. Nigdzie nam się nie śpieszy, stolik w restauracji w Złotoryi mamy zarezerwowany. Dziś spacer. Jest chłodno, wietrznie, od poniedziałku zmiana pogody i deszcze. Jedziemy do Podgórek, malutka wioska, biedna, ale ładna. Startujemy pod górkę na Przełęcz pod Kobyłą. Co ciekawe po lewej mamy ogromny teren jednego właściciela, niemal pół góry. Nie zazdroszczę, ale fajnie by to mieć. Pewnie wtedy są inne problemy niż te, które znam. Ludzi mało, grzbietem idzie się raźno. Towarzyszy nam całe pasmo Karkonoszy i zaczynają majaczyć Izery. Cudownie. Póki co plan mamy taki, że późną jesienią zawitamy na nieco dłużej w Izery. Ja już zacieram ręce. Mijamy ruiny dworu, domu? malowniczy rejon u źródeł rzeczki Trznadel. Stamtąd kapitalnie widać pasma, które wcześniej przytoczyłem. Na Przełęczy Komarnickiej wypogadza się, są też ludzie i samochody. Nie mam pojęcia skąd te tłumy. Idąc rozprawiamy o Kaczawie, o nowej ekspedycji - umawiamy się, że jutro, czyli w poniedziałek dogramy urlopy i ruszamy na zakupy biletów lotniczych. Schodząc zaglądamy do Jaskini Walońskiej - nic szczególnego, zaniedbane miejsce, znaki też zniszczone. Ostatni prawie kilometr idziemy drogą w stronę samochodu... aż nie chce się wierzyć, że trzecia Kaczawa dobiega końca. Każdego roku, zimą wypatruję końca mrozów, by pojechać na upragnioną Kaczawę i ten maraton wiosenny dobiega właśnie końca. Zleciało. Ale nie żałuję, w sumie 100km przeszliśmy w te 3 pobyty w przeciągu 1,5 miesiąca. Nie jest źle. Zbudowałem formę, nowe miejsca pojawiły się w poczekalni. A do Kaczawy wrócimy w tym roku, pewnie jakoś latem już z rowerami, kiedy to po rzepakach nie będzie śladu. Uwielbiam tu wracać. Obiad jemy w Złotoryi, dziś nie idziemy na spacer po mieście, jedziemy do domu na końcówkę Masters. Cudowne 3 weekendy w Kaczawie, chyba ten ostatni pobyt był nieznacznie lepszy od pozostałych, a to pewnie przez sentyment do Gozdna i okolic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz