- ładna ta czereśnia, nie? a tam w ogrodzie mam jabłoń. Niech pan sobie wejdzie...
Uśmiechnąłem się, podziękowałem. Fotografowałem kościół w oddali i drzewko zrobiło mi ładny pierwszy plan, ale nie zdradzałem tego miłej pani. Ucięliśmy sobie pogawędkę. Niezwykłe w Polsce. Boi się przymrozków, że to wszystko co tak ładnie zakwitło, zmarnuje się. Jak tylko zaczęła narzekać (musi być ten Polski akcent, niestety) na telewizję, że oszukują ludzi i już nie ogląda, pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoją stronę. W centrum miasteczka zrobiliśmy sobie małą przerwę. Sklepik, uzupełniliśmy płyny, usiedliśmy na ławeczkach przy głównej drodze. Tuż obok jest stary kościół z XIII wieku. Otworzyłem drewniane drzwiczki, wszedłem... poczułem ciarki na ciele. W sumie nic takiego, stary cmentarz dookoła ruin. Jednak naczytałem się książek o zjawiskach nadprzyrodzonych i nie lekceważę takich sygnałów. Mimo tego, miejsce na kapitalne kadry! Jest wejście na wieżę. Zerknąłem okiem i poszedłem w drugą stronę. Patrzę... Pani już w środku! nie chcę iść na górę, ale Pani ciśnie. No dobrze. Na półpiętrze stary obraz, a może ikona? Matki Bożej, stoi na podłodze. Widok z samej góry nie zachwyca, niemniej dobrze, że to miejsce zachowano o całkowitej ruiny. Przed nami długa i piękna droga polami na zachód, a następnie w towarzystwie Ostrzycy w stronę Sokołowca. Kolejna perełka Kaczawy - obszar między Sokołowcem a Sędziszową. Autem przejeżdżaliśmy tam mnóstwo razy, teraz stanęła tam nasza stopa i pewnie nie ostatni raz. Żółto dookoła, spośród kwitnącego rzepaku wystają gdzieniegdzie brzózki, wysepki drzew. A same drzewa, raz białe, jakieś owocowe, ze świeżą zielenią - pełna paleta barw. Co za miejsce i czas! Weszliśmy do Młyna, Pani kupiła miód- mimo tego że mamy jeszcze Leatherwood i Manuka. Terenu za młynem też nie znamy, są organy, jest ładny las. Znowu jesteśmy na żółtym szlaku Wygasłych Wulkanów. Perełka. Po tylu latach nadziwić się nie mogę jak tu pięknie - kwiecień, maj... to są te miesiące. Ja zdania nie zmieniam - uwielbiam tu być już w lutym, gdy śniegu nie ma i surowe ponure barwy nas otaczają, ma to swój urok.
To była kolejna wspaniała trasa, można ją przejechać rowerem i dorzucić do tego np. Wleń. Wieczorem książka, chai latte z Nowej Zelandii i Masters, w nocy Wrestlemania 40, lecz nie wstaję, nie oglądam na żywo, zobaczymy za tydzień w domowym zaciszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz