czwartek, 18 stycznia 2024

NZ III - Dzień 10 - 7.11: Greenstone Caples Track - Dzień 2

Dziś side walk na Steel Creek Saddle.  Nigdy tak dobrze nie spałem w chacie. Duże materace dostarczane przez DOC robią świetną robotę, nie ściskam się na swojej macie, mogę się rozłożyć i spać. W nocy było zimno, wiec spałem w czapce. My w jednym pokoju, pani z Queenstown w drugim, nie chrapała. Jednak w nocy gdzie na dachu goniły myszy. Pani wstała, poszła do kuchni zobaczyć jak nasze jedzenie, po czym woła - ale niebo, choć zobaczyć… o nie, nic z tego. Obróciłem się na drugi bok i spałem. Budzik dzwonił 6.20, wstaliśmy 30 minut później. Pani z Queenstown pożegnała się i poszła. A my dopiero śniadamy. Jemy to, co się sprawdziło na Overland, zupa mleczna z mleka w proszku, porcje na każdy dzień. Dziś wracamy do chaty, idziemy na przełęcz i z powrotem. Nasz warden, czyli strażnik/opiekun chaty powitał nas rano i pyta mnie, czy jestem zainteresowany informacjami o moim dzisiejszym szlaku, czy nadal polegam na moich mapach - taki psikus, bo wczoraj przekomarzaliśmy się co lepsze, papierowa, czy elektroniczna. On ostro old school. Ja ufam swojemu doświadczeniu i mapy.cz. To wystarcza. Powiedział kiedy skręcić, na co uważać, itd. Po 8 wyszliśmy. 2 godziny płasko wzdłuż rzeki, później jest wyraźny drogowskaz na Steel Creek Track. 8-10 godzin i przechodzi się na drugą stronę gór Ailsa do Greenstone Track. Jest także drugi znak, który mówi, że trasa wyłącznie dla osób z doświadczeniem w poruszaniu się w górskim terenie. To o nas, więc idziemy. 

Trasa jest oznakowana jak wiele tutaj pomarańczowymi trójkątami. Sporo powalonych drzew, mchy, porosty. Magia. Czasami trzeba szukać ścieżki. Jednak największą trudnością jest nachylenie, stromo do góry. Pani ma malutki prowizoryczny plecak, ja wziąłem swój, ale dużo mniej obciążony, wiele rzeczy zostawiliśmy w chacie. Robimy częste przerwy, uzupełniamy wodę. Przez drzewa widać ośnieżone szczyty. Przechodzimy przez 2 strumienie, w jednym się umyję. Było chyba 2 godziny wspinaczki, gdy osiągnęliśmy górną granicę lasu… i zaczęła się inna magia. Widoki. Pomyślałem sobie - po co iść wyżej? Skoro tu wszystko mamy. No ale ambicja. Wejść na przełęcz. Czuję się mocno zmęczony. Idziemy. Są pomarańczowe słupki. Od tego momentu problemem stają się kruche skały, osuwiska i błoto. Z góry spływa woda zatrzymując się na korzeniach traw tworząc nieprzyjemne wgłębienia. Idziemy do jakichś 1200 metrów, mapa mi mówi, że jeszcze kilometr płasko, patrzę na Panią i widzę, że ma ochotę na przerwę. Mnie też się przyda. Kończymy wspinaczkę. Było jakieś 4,5 godziny od wyjścia z chaty. Ciemne chmury idą z zachodu. Usiedliśmy w trawie, zjedliśmy po tuńczyku, były genialne (kolejne doświadczenie z Overland), zrobiliśmy zdjęcia i ruszamy w drogę powrotną. Zawsze pozostaje niedosyt, nie było Mt Olivier, nie ma teraz przełęczy, ale tak naprawdę czy to ważne? Liczy się to, co przeżywamy, jak spędzamy czas. Przecież nikt mi nie wytknie palcem, że nie byłem tu czy tam. Thoreux, którego czytam na wyjeździe, też nie przejechał całej trasy do Patagonii pociągiem… trzeba było reagować. Liczy się bycie w podróży… powtarzam to sobie. Schodzimy. 

Idzie nam łatwiej i prościej. Widzę więcej, mamy większy komfort czasu, więc robię zdjęcia. W pierwszym i mniejszym potoku myjemy się. Od razu czuć ulgę. Kończy się nam woda, więc uzupełniam butelki, dezynfekuję gadżetem z UV, do tego 2 tabletki z witaminami i można pić. Jak nam nic nie będzie, zaoszczędzimy nieco gazu. Coś za szybko nam schodzi. A mamy jeszcze 3 noce. Zeszliśmy w 2 godziny, jeszcze 2 płaskiej trasy do chaty. Na niebie coraz więcej chmur. Dwukrotnie podczas dzisiejszej trasy na drodze stanął na robin, taki lokalny ptaszek, podobny do wróbla. Ten pierwszy był tak odważny, że podskoczył pod mój but i zaczął go skubać. Z robinami mamy bardzo osobiste skojarzenia, zaczęły się w 2015 roku, kiedy w lesie w Kahurangi usiadłem na drewnianym krześle wyskubanym w pniu i obok mnie usiadł robin. Odtąd te ptaki kojarzą mi się jednoznacznie z bliskimi osobami. Powrót jest męczący, czuję się zmęczony, dopijamy resztki wody. Jakieś 100 metrów od chaty zaczął padać deszcz, weszliśmy do środka - lunęło. Tak miało być. Opatrzność czuwa i chyba te chmury trzyma na sznurkach dla nas. 

Warden nas powitał, wypytał jak było. Za nami przyszła trójka piechurów, w chacie był jeden. Super, cieszę się, że zajmują inny pokój. Jak tylko zjedliśmy obiad przyszła szóstka… większość z nich ciśnie do naszego pokoju. No nic, trzeba się będzie socjalizować. Ekipa w okolicy 60-tki, będzie ciekawie. Zjedliśmy obiad, ja piszę, Pani czyta. Na polance za rzeką pojawiły się znowu sarny. Za oknem pasą się dwie owce, te, co rano. W chacie robi się gwarno. Klimat, jaki polubiłem od zeszłego roku, jednak wydaje mi się, że Australijczycy są bardziej sympatyczniejsi. No nic, zobaczymy, noc zapowiada się co najmniej ciekawie. Godzina 19.30, do chaty wchodzi kolejna trójka osób, wszyscy idą do mojego pokoju. Gorzej być już nie może. To będzie trudna noc. Ta trójka to najdziwniejsza. Weszli jak do stodoły, dwójka z nich otworzyła winko, a trzeci zaczął smażyć mięso, czym zasmrodzil całą jadalnię. Mało życzliwi Ci Nowozelandczycy. Tego kucharza zagadałem co i jak, przyszli tu na parę dni, będą łowić ryby i mieszkać w Mid Caples Hut. Ta szóstka, to pięciu emerytów i młody chłopak, chyba wnuk któryś z nich. 

Z jednym starszym panem uciąłem sobie pogawędkę. Dałem mu znać, że wstaję o 5.20 i ruszamy rano. Jego żona od razu zapytała jak głośny jest to budzik. Nie zrozumiałem jej pytania, tym samym musiałem wzbudzić litość jej męża. Po chwili zapytał skąd jestem, jak jego żona usłyszała mą odpowiedź, coś tam westchnęła i wyszła z pokoju. W późniejszej dyskusji okazało się, że pan źle usłyszał skąd jestem, myślał Holand, co jest typowe. Jednak jak mu powiedziałem, że to Poland, stwierdził - ouuu to jeszcze bardziej egzotyczne. Po chwili wrócił do pokoju i pyta: - hey Polish man, whats your name, my name is John. Dobrze wiedzieć, idziemy przecież w tę samą stronę i spędzimy jeszcze ze sobą 2 noce w chatach. Godzina 20.45 leżymy z Panią na swoich materacach, a w jadalni rozkręca się impreza.

greenstone-caples-d2-001 greenstone-caples-d2-002 greenstone-caples-d2-003 greenstone-caples-d2-004 greenstone-caples-d2-005 greenstone-caples-d2-006 greenstone-caples-d2-007 greenstone-caples-d2-008 greenstone-caples-d2-009 greenstone-caples-d2-010 greenstone-caples-d2-011 greenstone-caples-d2-012 greenstone-caples-d2-013 greenstone-caples-d2-014 greenstone-caples-d2-015 greenstone-caples-d2-016 greenstone-caples-d2-017 greenstone-caples-d2-018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (132) Babia Góra (4) Bałtyk (1) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (97) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (21) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Bory Tucholskie (7) Boże Narodzenie (13) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (1) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (11) Czechy (60) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (5) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (29) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (11) Jura Krakowsko-częstochowska (9) kajaki (5) Karkonosze (3) Katowice (14) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (4) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (12) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Liswarta (3) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (7) Magura Spiska (2) makro (40) Mała Fatra (17) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (7) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (17) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (4) Pogórze Kaczawskie (72) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (20) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (11) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (152) Roztocze (6) różne (164) RPA (63) Ruda Śląska (2) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (34) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (55) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (23) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Szlak Orlich Gniazd (2) Śląsk (36) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (4) Tasmania (81) Tatry (38) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (12) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (5) WTR (4) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żelazny Szlak Rowerowy (1) Żywiec (2)

Archiwum bloga