Puszcze Polski - Kampinos - dzień 1

wreszcie! wypadałoby powiedzieć. A było to tak - mieliśmy jechać w Jeseniki, mamy tam wielki etap do zrobienia. W środę 30.08 wszystkie prognozy mówią, że pogoda w Jesenikach ma być w kratkę. Co robić? zwykle to pytanie sobie zadajemy. A może tak do Torunia na WTR? za daleko, jak na weekend. Spojrzałem na mapę... a może Kampinos? Pani myśli... a mamy tam gdzie spać? znalazłem sensowne 3 lokale. no dobra! Dzień później wyczytałem, że na A2 spory ruch jak zawsze. Mam stracha po majowych przeżyciach. Znalazłem lokal blisko A2 oddalony o 30 minut jazdy autem od Kampinosa. A2 jedzie się tylko 20-30km. W Bolimowie. Bierzemy i jedziemy. Piątek po pracy Pani wraca do domu, ja od 14 już się wyciszam. Ruszamy po 17. Na spokojnie. A1 na północ spokojnie, A2 - istotnie tłoczno, ale ale kierowcy jeden za drugim, kulturka. Śpimy w dworku w Bolimowie. Niestety jest głośno, jest impreza. Lokal nas nie poinformował, a znam takie, które piszą od razu po rezerwacji i proszą o przemyślenie sprawy. Tabletka na spanie i po sprawie. Rano dobre śniadanie i podjeżdżamy do wioski o nazwie Kampinos. Tam zaczyna się bajka i przygoda. To powietrze, ten las. Niemal jak na Białowieży. Oznakowanie dobre, jedziemy na zachód. Wyczytałem, że w starej wiosce Bromierzyk straszy. Jadę jadę, ale żadnych budynków nie umiem odnaleźć. Dookoła mchy, piaski, kwitnie wrzos, sporo sosen. Temperatura przyjemna nieco ponad 20 stopnie, kilka chmurek. Cudownie. I tak jeździmy kilka godzin. Myśli uciekają raz do pracy, raz na urlop na ekspedycję, no i fotografia. Czas kupić nowy obiektyw szerokokątny. Nagle mnie oświeciło, a może nieco węższy, ale z dobrym światłem? 14-30 czy 20? oto jest pytanie. Pani mnie zna, muszę podumać i co ciekawe wtedy w lesie przemyślałem bez czytania testów. Wiem, że stałoogniskowe Nikona Z to jedne z najlepszych szkieł obecnych na rynku. Obiad jemy w ciekawym miejscu, stylowana na węgierską wioskę restauracja w miejscu Gać. Pytam skąd ten węgierski nastój - od zamiłowań historycznych syna - pada odpowiedź. Pani zamówiła jakąś zupę, ostra... a po kilku dniach mi mówi, że jednak dobra była. Grzybów sporo, ale i ja nie jem, i Park Narodowy, więc nie zbieramy. Słowem - jest cudnie. Mało ludzi, dobra nawierzchnia, nieco piasku, powietrze cudne. Cóż tu jeszcze pisać? Znaleźliśmy kościół wioskę obok, pojechaliśmy na mszę. 10 osób z nami. Dookoła pola, pustkość. Później przygody w Sochaczewie. Chcemy uzupełnić zapasy picia. Znajduję market, podjeżdżamy. Kupuję co trzeba i uciekam ze sklepu. Na stacji benzynowej kolejny hit, prince polo po ponad 4 zł. Z wrażenia zrobiłem zdjęcie, bo bym nie uwierzył. Sochaczew... jedźmy już stąd. Ładnie położone miasto zniszczone przez architekturę, historię i pewnie jeszcze przez kilka innych czynników. Wracamy do cichego tym razem Bolimowa, jutro kolejny dzień w plenerze. Było pięknie!

 

aha, no i to prince polo...