już drugi rok z rzędu jedziemy we wrześniu na Kaczawę, aby w sobotę i niedzielę pojechać w Izery. Piątek 15.09 już o 13 zakończyłem pracę, uber do Pani, wyjeżdżamy. Stajemy na przyleśnym parkingu... i okazało się, że nie wziąłem uchwytu na aparat. Nie wyrobiłem sobie stosownego nawyku. To oznacza, że w weekend będę nosił aparat w ręce. Och... Grzybów nie lubię jeść, ale to właśnie one są naszym celem spaceru. Cudowne miejsce na Kaczawie, jesteśmy tam 4-ty raz, przy różnych okazjach. We wrześniu nie może nas tam zabraknąć. Pusty las, idziemy, pod nogami susza... mnóstwo mrówek, mrowisk, ale grzybów... nic a nic. Trochę zdjęć zrobiłem. Ja też lubię powtarzalność, więc znowu fotografuję pień, który jest po prostu ładny. Wspominamy, gdzie tu szliśmy wiosną. Tuż obok nas jest Pogwizdów, urocze choć biedne miejsce w Kaczawie. Moi Rodzice od tygodnia tutaj spędzają swój wolny czas, więc wieczór i poranek spędzamy razem. Takie chwile są bezcenne.
Do aparatu wciąż mam podpięte 20mm i zachwycam się tym obiektywem. Grzybki opublikuję w osobnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz