wiem wiem, znowu Czechy. To czeski rok, byle nie film. Wyciskamy z okolic Opawy ile wlezie. Nakreśliliśmy trasę, wydawało nam się, że całkiem rozsądną. Ostatni upalny weekend tego roku, od środy 14.09 ma przyjść wreszcie ochłodzenie i temperatury rzędu 20-22 stopni. Witam je z otwartymi ramionami. Samym rankiem w niedzielę podjechaliśmy do maleńkiej wioski Pustá Polom. W Polsce rzadko znajdujemy dedykowane parkingi dla turystów, wystarczy, że znajdziemy cmentarz, tam zwykle jest sporo miejsca, by zaparkować. Cmentarze w Czechach dużo rzadziej mają parkingi. Upatrzyliśmy jeden dzień wcześniej. Wyładowujemy rowery i w drogę. Czechy - wiadomo, pamiętamy numer drogi rowerowej i na autopilocie się jedzie. Jest ciepło od samego rana. Pijemy w regularnych odstępach i dodatkowo tak ułożyliśmy trasę, że co 20-30 km staramy się mieć otwarty sklep, gdzie kupimy coś od picia lub jedzenia. W niedzielę debiutują trzy nowe rzeczy - 20mm Nikon Z 1.8, uchwyt na ramię plecaka do aparatu Peak Design. Dawno o tym myślałem, Pani tupnęła nogą i mam. Nie ma co myśleć, tylko brać. Na rower zwykle brałem Olympusa, bo lekki, wisiał sobie na szyi, teraz zdecydowanie cięższy pełnoklatkowy Nikon z obiektywem, to ponad kg na ramieniu. Odczuwałem to. No i debiut trzeciej rzeczy - konta i karty Revolut. Ha! co się okazało? Że mój obecny bank - ten główny - miał lepszy kurs korony dla mnie, niż Revolut. No, ale po to te testy. Wracając do roweru - teren pagórkowaty przypominający mocno Kaczawę. Pierwsza miła niespodzianka - Hradec nad Moravicí. Na wzniesieniu dostrzegam wielki zamek, nie podjeżdżamy tam, bo nie jest to celem, ale takie wyskoki zajmują czas. Wędruje to miejsce na poczekalnię. Zimą chcemy tu wrócić w rejony Opawy i Krnova i pozwiedzać zamki, klasztory i wieże widokowe. Ładnie tu. W drodze na zachód przegapiłem zjazd w las na drodze rowerowej 551 i wjeżdżaliśmy na wzniesienie asfaltem do wioski Domoradovice. Dobrze się jechało, mało samochodów, a te, które nas mijały - pełna kultura. W Vitkovie kolejna miła sytuacja - wchodzę do Penny z aparatem zaczepionym na pasku plecaka. Pan rozkładający napoje mnie zagaduje - "focicie?"
- ano ano focim focim - odpowiadam
- a co focicie?
- a wszystko
Później się zorientowałem, że poprawnie będzie "vscheno", jednak jakże powiało normalnym innym światem, że w sklepie ktoś chce z Tobą pogadać. Ładnie. Kolejny zamek, to Fulnek. Zamek to mało powiedziane, cały kompleks z rynkiem. Jacyś lokalsi puścili hip hop u podnóża zamku, a ja skrzętnie dodałem tę miejscowość na zimową listę objazdową. Jest ciepło, kręcimy żwawo, a przerwę mamy przy młynie we wiosce Stará Ves. Jest tam taki szezlong drewniany, kładziemy się oboje, odpoczywając i zażywając światła. Przechodzących ludzi prosimy o zdjęcie. Ostatnią przerwę robimy sobie na wzniesieniu Okrouhlík, jest tam wieża widokowa. Tam czuliśmy się słabo, pojawiły się dreszcze. W ruch poszedł żel i batony energetyczne. Sporo dziś podjazdów, krótkie, ale częste dały się we znaki. Okolice ładne, bliskie Kaczawie. Warto tu jeszcze się zakręcić. Na kawę i obiad poszliśmy w Ostrawie. Muszę przyznać, że Black Tree w Ostrawie to najlepsza obecnie w moim odczuciu kawiarnia. Tyle z Ostrawy, do zobaczenia zimą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz