znowu Czechy? ano! długi weekend. Ja wiem, że w Tatry się nie jedzie, w Beskidy też nie, na wschód - w ogóle. Wszystko zatłoczone, a życie jest zbyt cenne, by stać w korkach. Za bardzo sobie cenię swój czas. Zatem sobota rano, skoro świt, rowery na auto i jedziemy do Valtic, gdzie mamy nocleg. Próba druga i udana. Mam stresa jadąc autem, no tak się złożyło. Przed 11 jesteśmy od hotelem przy zamku. Ten zamek w Valtica nagle się wyłania - kolos! Drogi dojazdowe w tym miasteczku mają fatalne. Otwieram drzwi z auta... to powietrze! jakaż ogromna różnica, na plus Moraw! czuć od razu. Ogarniamy co trzeba w hotelu i w drogę! wczekujemy się, jak wrócimy. Tak sobie to ułożyliśmy, że pierwszego dnia posmakujemy wszystkich 3 "topowych" miasteczek. Objechaliśmy teren - innymi słowy. A perełek tu nie brakuje. Valtice down town, wow... trawa zadbana, ludzie na kocykach popijają wino. Wine country. W Polsce ktoś by pomyślał? Ponidzie? nie - dziękuję. Pierwszy podjazd, jakaś wielka budowla majaczy na górce. Kolonáda na Reistně - ponownie radość życia. Wino, kultura, widoki. Dookoła winnice wszakże! Później drogą rowerową wzdłuż torów do Mikulova. Na drodze kultura, przed Mikulovem - billa. "Mój" sklep, nie omijam go ot tak. Wchodzę, kupuję. Billa w Austrii? już ostrzę sobie na to zęby, bo przecież jesteśmy tuż obok. A właśnie! jadąc wzdłuż torów zagadaliśmy się i nagle pojawia się znak po niemiecku na drodze rowerowej. Ein moment! patrzę na mapy.cz - ja wohl! przypadkiem dojechaliśmy do Austrii. Po raz pierwszy od 3 lat znowu w Austrii, w krzakach, przypadkiem, ale zawsze to Austria. Mikulov! stromo pod górę dookoła miasta. Jest totalnie gorąco. Mnóstwo ludzi, sobota, knajpki oblegane. Zamek, mały ogród, stary kościół... ja już wiem, że na wiosnę tu wrócimy. Pani mówi - zostaw ten marzec, cieszmy się dzisiejszym dniem. Jestem przeszczęśliwy. Jazda po czeskich drogach rowerowych niczym na autopilocie, wszystko jest napisane na znakach, wystarczy pamiętać numer drogi. Uwielbiam. Jak już przejechaliśmy przez winnice, później wzdłuż stawów rybackich - kolejna perełka nas wita - zamek graniczny w Hlohovec. Bajka. No i Lednice. Ogromny zamek, jeszcze więcej ludzi chodzących po największych dziś ogrodach. Na szczęście wystarczy nieco oddalić się i już turystów jest mniej. Wakacje, weekend, troszkę Polaków. To nie są "krupówki", da się żyć. Wszystkie 3 miejscowości warto pogłębienia i wsiąknięcia na dłużej. Stąd ten marzec - już wiem, że będzie pięknie nawet bez winorośli. Obiad zjedliśmy w Valticach w pivovarze. Takie miejsca nigdy mnie nie zawiodły na świecie, a w Czechach - nigdy źle nie zjadłem. W hotelu - prysznic, spacer wieczorny po parku za zamkiem, relax, to dopiero pierwszy dzień z 4-dniowej morawskiej laby!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz