nogi bolały po wczorajszym. Dziś miał być łatwiejszy dzień. Połonina nad Martinem. Byliśmy tam lata temu chyba z PTTKiem, kiedy stawialiśmy nasze pierwsze kroki po słowackich górach. Luciańska Fatra, tak zapamiętałem to pasmo. Wiele razy przejeżdżaliśmy przez Martin, patrzeliśmy na tę połoninę, było w planach i zawsze coś wychodziło innego. Tam wiedzie szlak przez ferraty, ale nie w głowie nam ferraty, a spacer. Dzis relaks w górach. Podjeżdżamy do wioski Bystrička i zaczynamy marsz niebieskim szlakiem. Jest około 10, jest upalnie. Szlak naprawdę idzie całkiem łagodnie, jak na fatrzańskie standardy. W Martinské hole siadamy na chwilę, pijemy kufelek zimnej kofolki, choć mam swoją w plecaku - zostawiam ją na później. Po chwili przerwy znowu w górę w kierunku szczytu Krížava, ale okazuje się, że szczyt w kosodrzewinie. Nie znalazłem wejścia. Nic, nie będziemy deptać roślin. Wielka łąka, wieje, ale jest ładnie. Sporo rowerów, możemy i my powinniśmy też tu wjechać? Skoro mamy już Pradziada? Idziemy grzbietem mijając kolejne szczyty. Na szczycie Veľká lúka rozbijamy nasz obóz, zasypiam. Znowu drzemka. Zmęczony jestem, no co zrobić, lubię się na chwile zdrzemnąć w górach. Później wzdłuż kosodrzewin, przez łąki na Vidlicę, Podkovę i Humience. Po lewej panorama Martina, Wielkiej i Małej Fatry. Upał. Co za moment, co za widok. Jest bardzo ładnie. Trudny, ale udany weekend. Zejście to najgorszy i najbrzydszy kawałek dzisiejszego szlaku, warto tędy schodzić.
Drugi wypad na Fatrę w tym roku i chyba wystarczy. Dwa genialne wypady, pora na inne rejony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz