ciężka noc, gorąca noc. Od dachu grzało, a spałem niczym w saunie. 8 rano śniadanie, spakowani, spacer po rynku, kofola, lody, kościół i w południe jedziemy do Horní Lipová, skąd idziemy w góry. Plan był ambitny na 5-6 godzin. Ale jak wyszedłem z auta - za moment byłem mokry. Parno. Chmury ciężkie nad nami, choć radar pogodowy pokazywał, że powinno przejść bokiem na Wrocław. Na początek stromo w górę ładnym lasem do żółtego szlaku. Nie ma tu turystów, pusto. Na drzewie dostrzegamy duże grzyby, nie wiem co to, ale podchodzimy robić zdjęcia. Cóż tu dużo pisać, idzie się przyjemnie chłodnym lasem, nie czuć skwaru, przyjemnie wieje. Las czysty, zadbany, ładny - aż miło! Z takiej niepozornej traski zrobił się naprawdę ładny spacer. Podobało mi się zejście - niebieskim szlakiem. Klimat jak z rumcajsa. Przy drodze jest wielki świerk, zaznaczony, bodajże największy w tym rejonie. Obok taka rynna z kawałka drewna, po której spływa woda zdatna do picia. Korzystam. Myję twarz, głowę, przecież jest ciepło. Choć powoli czuć powiemy chłodniejszego powietrza, wyczuwam, że deszcze przeszły bokiem, a my dostajemy "odpryski" chłodu. Jest przyjemnie. Niedzielny spacer zaliczony. Wysoko na naszej liście jest rowerowy objazd Śnieżnika. Fajnie by to zrobić w tym roku, choć poczekalnia doczekała się 2 kolejnych wpisów z Jeseników. Tak tu ładnie i tak blisko. Naprawdę, jak mam jechać w nasze Beskidy... to wolę tutaj. Obiad, wiadomo, w odkryciu tego roku - Pałac Większyce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz