znowu Czechy? ileż można? to jest czeski rok i ja się wcale temu nie przeciwstawiam. który to już raz w tym roku? nie pamiętam, pogubiłem się w liczeniu. Ciągnie człowieka do normalności, a taką zwykle - nie zawsze i nie wszędzie - w Czechach znajduję. Piątek jak ja to lubię - uberem 14.00 do Pani, wsiadamy w auto i jedziemy do celu. Po drodze postanowiliśmy poznać Prudnik. Ano poznaliśmy. Lody dobre, choć małe. Wieża Woka, jedyne (?) co może turystę tu przyciągnąć - nieczynne. Jest sklep - Metro... czuć klimat, podziwiam, szacunek. Niezwykłe wrażenia. Jedziemy do Jesenik, wczekowujemy się. Z zazdrością patrzę na kopiaste żeberka w lokalu, w którym mieszkamy. Później kawa w centrum, krótki spacer i odpoczynek. Jest gorąco. Sobota i szczególnie niedziela będą piekielne. Ale ale, zanim sobota. Wziąłem tablet, mam wykupiony Eurosport i oglądam tour de France. 13-ty etap. Michał Kwiatkowski! co za emocje, mimo że z poślizgiem, to się działo. Piękny wieczór.
Rano w sobotę schodzimy na śniadanie, 8 rano. Godzinę później jesteśmy w osadzie Filipovice. Normalność - wielki, pusty, darmowy parking. Żar leje się z nieba. Umawiamy się, że co 2km pijemy i ruszamy. W przeciwną stronę maszeruje mnóstwo ludzi z psami. Takie hobby, fajne. Podejście jest genialne, delikatne, bez stromizn, aż chce się wjechać rowerem. Widzę kilka osób, które pchają rower, góra ich pokonała. Na Šeráku jest turisticka chata. Co się okazuje, poszedłem po kofolkę, zapłaciłem sporo, dostałem ją w dużych plastikowych kubkach. Mówię Pani, że strasznie drogo w tych Czechach, no ale nie będę przecież skąpił na kofolce w górach. Po to się pracuje przecież. Jakież było moje zdziwienie - no właśnie, normalnością. Pisze jak byk na ścianie, że doliczają 100 koron kaucji za kubek, zwrot kaski jak zwrócisz kubek. Proste? Genialnie proste. Dzięki temu czyściutko dookoła. Nic się nie wala. Albo ktoś bierze sobie na pamiątkę, bo naprawdę fajny - albo kaucja jest na tyle solidna, że warto po nią podejść. Sporo ludzi jak na mój gust, poszliśmy dalej przed siebie. Dalej jest odsłonięty Keprnik, kilka osób na skałkach siedzi, ładny widok dookoła. Idziemy dalej w miarę płaskim szlakiem na południe w stronę Červenej hory. Tam jest kapliczka, w środku niej tryska źródełko, z którego woda uzdrowiła leśnika lata temu. Pijemy. Jest upalnie. Pijemy regularnie. Później zaczyna się wspaniałe zejście i tutaj co ciekawe najfajniejsze miejsce na trasie - niepozorny szczycik Točník. Wśród lasu niczym z obrazka. To się czuje, takie dobre feng shui, chce się zostać. Jagody dorastają, są już słodkie. Schodzimy do auta w upale, zmęczeni, spoceni. Jedziemy prosto do restauracji. A tam... wiadomo - te żeberka, które na mnie czekały. Jeszcze krótki spacer po okolicy i do pokoju, za gorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz