trasę tę wytyczyliśmy lata temu i nie było okazji jej przejść. Co ciekawe, kawałkami przeszliśmy ją całą. Na papierze wygląda na najładniejszą trasę na Kaczawie. Przechodzi przez unikalne kawałki tej części Polski. Szczególnie Szubieniczna, mała niepozorna górka, pagórek, wzniesienie, niby nic. A jednak zapadło nam w pamięć. Podobnie Kwietniki... no ale od początku. Piątek minął świetnie, wyspaliśmy się, rano śniadanie i pojechaliśmy do Pogwizdowa. Zaparkowaliśmy przy starym cmentarzu, który odkryliśmy w zeszłym roku. Tam zobaczyłem pierwsze przylaszczki. Na Kaczawie rzecz jasna, bo w moim ogródku już dawno zakwitły. Przez pola na Szubieniczną. Co tam się zmieniło przez rok? ano niewiele. Wianka nie ma, chata stoi, ktoś tu ewidentnie dba o teren. Drewniane ławeczki okryte gąbką i precyzyjnie zawiązane wokół siedziska. Posiedzieliśmy chwilę i ruszamy... patrzę w lewo... aż mnie zastopowało. Choćbym kosmitę zobaczył, a widok był iście nie z tej ziemi. Stado jeleni... stado? Gigantyczne stado. 50, a może 60 sztuk? wśród nich wodzowie stada, wielkie jelenie z wielkimi rogami... Co za widok! Robię zdjęcia, filmuję i tak na zmianę. Widzą nas, czują nas. Stoją. Oddalili się na jakieś 300 metrów i patrzą w naszą stronę. Gdzie pójdą? w stronę domostw czy jednak do nas? My się oddaliliśmy. Kilkaset metrów dalej - kolejne stado, muflonów! Pierwszy raz na żywo widzę muflony. Dziś mam szczęście, Pani ma szeroki kąt, ja teleobiektyw z konwerterem, sporo widać. Dochodzimy do Grobli. Nie znam miejsca, nie byłem tu... zaraz zaraz. No tak, byliśmy tu 2 razy! nie pamiętałem nazwy tej miejscowości. Stąd ruszaliśmy na Radogost. Dziś chcemy pochodzić po lasach w okolica Kwietnickiej Góry. Tam na tym niski wierzchołku robimy przerwę. bawię się makro licząc, że pierścienie pośrednie z telekonwerterem coś dadzą ładnego - nie dały. Trzeba będzie kiedyś w końcu zainwestować w prawdziwy makro obiektyw, ale sknera jestem. Jest ciepło, Pani zaraz w książki, ja w przylaszczki. Cudnie. Po pół godziny schodzimy ścieżką rowerową do Kwietników. Ten teren idealnie nadaje się na rower i koniecznie trzeba tu wrócić. Kwietniki... jedyny sklepik, jaki znam - zakończył swoją działalność. Kolejne magiczne miejsce jest zaraz za Kwietnikami pod lasem. Kapitalna łąka, która w miniona sobotę jeszcze budziła się do życia. Przycupnęliśmy. Nie ma jeszcze tej formy, co trzeba, ale także czuję na każdym kroku zmęczenie pracą. 3 dni na Kaczawie mają nas zresetować. No więc leżymy pod lasem spoglądając w surowe pola i wijącą się w dali pustą drogę 320. Wchodzimy w las, także surowy, ale piękny. Jesteśmy tu trzeci raz. Na szczycie ciekawy widok - owca między kamieniami. Co ona tu robi? Odczytuję takie symbole, bo to coś znaczy. Polami idziemy do Pogwizdowa. Nogi już bolą, choć na liczniku blisko 14km. Pogwizdów to ciekawa perełka Kaczawy - 2 stare kościoły, cmentarz. Warto się tu zatrzymać i popatrzeć, jak ludzie żyją. Co za trasa! zdaję sobie sprawę, że w maju jest jeszcze barwniej.
.
Po trasie obiad w pałacu w Lubiechowej. Tak chcieliśmy w końcu tam zjeść. Msza w Świerzawie miała być o 18, drzwi zamknięte. Jakiś mężczyzna w samochodzie grzecznie pyta się, co chcemy w kościele. Na mszę! Nie ma, była o 17. Jak to?! Zawsze była o 18... Wieczorem długo nie poczytaliśmy, padliśmy bo udanym drugim dniu pierwszej Kaczawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz