Niebieskim idziemy na zachód. Jest to najpiękniejszy kawałek wyprawy. Ba! Całego tegorocznego pobytu w Bieszczadach! Pusto, nicość. My i przyroda. Nagle pojawia się cmentarz. Niezapomniany widok, krzyż otulony przez drzewo. Widok dnia.
Idziemy dalej, rzeka o nieznanej mi nazwie będąca dopływem Smolnika albo samym Smolnikiem się wije, dookoła powalone drzewa, kaczeńce. To trzeba przejść i zobaczyć. Sam kawałek jest dość długi, do pasa granicznego zajęło nam 2.5 godziny. W okolicy Zubeńska na polanie hasają konie. Kilka sztuk, wolne. Na nasz widok uciekły do lasu. Później „monotonia”. Czerwonym szlakiem na wschód, wzdłuż granicy. Ktoś, kto kocha góry i las, będzie zachwycony. Wczesna wiosna, eksplozja zieleni tu jeszcze nie dotarła. Szlak pusty. Nikogo, poza kilkoma drwalami niżej, przy rzecze. Las zmienia się szybko, przeważają buki, trochę powalonych drzew, które tylko dodają specyficznego klimatu. Zapachy. Około 14 godziny jest już ponad 20 stopni, wszystko kwitnie i specyficznie pachnie. Raz po raz płoszymy wielkie sarny. Dochodzimy do tunelu, do Przełęczy Łupkowskiej. Niemal od zbudowania tunelu, wiek po wieku toczyły się tu bitwy, walki, krew przelewała się litrami. Został tunel, odnowiony i czynny. Sama przełęcz nie jest ciekawa. Jest stolik, mała budka z kawałkiem do spania. Tu robimy przerwę, później ciśniemy dalej. Wkraczamy w obszar Beskidu Niskiego. Kawałek czerwonym, później w prawo niebieskim. Tu szlak jest mniej przyjemny, ogromne koleiny po ciężkim sprzęcie psują nastrój. Wychodzimy na ogromne polany w okolicach górki Horodki, polecam. Roztacza się tu cudowny widok na Łupków i wschodnie części Beskidu Niskiego. Dzicz. Schodzimy do Łupkowa. Tuż przy dworcu jest bar i restauracja. Wchodzimy. Obiady są, menu nie ma, można przyjść i zjeść. No genialnie. Jest też sklepik, który ma wszystko co trzeba. Pani znowu wymarzyła. Chcę krem, chcę krem... Marudziła całą trasę. Proszę bardzo. W jedynym sklepie na półce jest właśnie krem, którego szukała. Niesamowite. Pod domem licznik pokazał ponad 27km, czuć w nogach. Padam. W domu wita nas gospodyni i mówi - te ciasto na stole to dla Was. Lepszego powitania nie mogę sobie wyobrazić. Co za dzień!
I niech mi ktoś spróbuje wmówić, że magia nie istnieje... :)
OdpowiedzUsuńoj prawda to, prawda
OdpowiedzUsuń