Mecz Polska - Korea

czyli jak dobrze przeglądać spam! kibicem to jest, może nie jakimś fanatykiem, ale śledzę i oglądam poważne rozgrywki (z polskich tylko lokalny wiejski klub w okręgówce). Przypadkiem coś szukałem i kliknąłem na spam, patrzę.. oczom nie wierzę, nagłówek maila mówi coś o meczu na Stadionie Śląskim, kilka klików dalej już byłem w transie - nasi grają w Chorzowie, po wejściu na stronkę z biletami ujrzałem ostatnie wolne miejsca. Krzyk do Pani, telefon do Taty - mam 3 bilety! Cena? A co tam cena. Niska nie była. Po 2 tygodniach wreszcie doszły. Uberem na stadion, korki niesamowite. Miejsce dobre, widoczność idealna. Tłumy ludzi, niewielu prosto szło już do bramek. Poza tym - kultura. Ja jak zwykle - pod prąd. KOOREEEAAA!! A co mi tam. Pod koniec meczu dwóch narąbanych, którzy siedzieli za mną już nie wytrzymali, jeden użył siły. Było goręcej, niż na murawie, a wtedy było już 2-2. Szajbusów nie brakuje. Po bramce na 2-2 Tata mówi - koniec, idziemy do domu. Stadion wtedy zaczął śpiewać "gramy do końca". No i zagrali. Ale była radocha po bramce Zielińskiego. Jedynej, która padła nie do bramki, przy której siedzieliśmy. Powrót też uberem - da się lubić to coś. Spać poszliśmy o 1, a odsypiałem to 2 dni. Aparatu nie mogłem wnieść, pozostają zdjęcia z S8.