Pogóze Kaczawskie - dzień 2 - Leszczyna - Sichowskie Wzgórza
Drugi dzień pierwszego weekendu w górach powitał nas bezchmurnym niebem. Około 9 wyjechaliśmy zgodnie z planem, zatem objazd wiosek - Chrośnica, Janówek, Rząśnik... pola, malutkie wioski, o których świat pewnie nie chce pamiętać. W Rząśniku podeszliśmy pod ruiny pałacu, później było tylko lepiej - Sokołowiec Dolny i kolejne ruiny pałacu i odkrycie weekendu - polna asfaltowa droga do Nowego Kościoła. Bajka. Nic, tylko wsiąść na rower i jeździć. Polecam! Perełka. Podjechaliśmy do Leszczyny. Parking tuż obok starego pieca i muzeum. Chwilę szukaliśmy zielonego szlaku, aż w końcu obraliśmy właściwy kierunek na północ ładnym i pustym lasem. Później skręciliśmy na czarny i wzdłuż Sichowskich Wzgórz. Oczywiście bezludnie. Nagle z zarośli wystaje budynek, stary, zrujnowany dookoła niczego, może tylko kilka ambonek. Pola, śnieg, lasy... Docierają do nas odgłosy jakiegoś wyścigu, rajdu, czy to samochody, czy motocrossy, nie mamy pojęcia. Niebieskim na południe, przez pola. Momentami trudna nawigacja. Odgłosy stają się coraz głośniejsze i męczące. Nie po to jadę w takie ustronne miejsca by słuchać ryk ilników. Momentami śniegu po kolana. Okazało się, że dookoła Stanisławowa jest rajd, samochodziki małolitrażowe się ścigają. Jedyny plus w tym jest taki, że mogę mój obiektyw sprawdzić. I jak widać poniżej - nie zawiodłem się, 1/2500s i ISO800 przy dobrym świetle wychodzi przyzwoicie. Musimy zawrócić, bo rajd toczy się drogą, którą chcemy iść. Wracamy do lasu, nagle pojawia się mężczyzna, znikąd. Pierwszy człowiek od kilku godzin. Ciekawie ubrany, szary lub brązowy strój z czerwoną czapeczką. Ćwiczę swoją aspołeczność, nawiązuję kontakt, pokazuję mapy.cz i dokąd chcę iść. Jak tylko powiedział, by nie iść na dziko przez las, bo 2 maciory widział, w tym samym momencie już mi się zachciało iść. "ooo a jak będzie szpital?" - pyta z uśmiechem.
- "Eeee tam, żona pomoże, zdjęcia będą świetne" - odpowiadam i wskakuję w las kiwając natrętnie Pani, by podążała za mną. Zwierzyny nie spotkałem, a ten miły pan wybrał się na spacer w poszukiwaniu poroża. Idziemy drogą do Leszczyny, do auta. Ponad 4 godziny marszu, dość męczącego, forma jeszcze nie ta, niemniej kapitalne tereny na wiosnę, na jesieni też będzie tu pięknie. Coś mi mówi, że się tu jeszcze wybierzemy. Obiad jemy w Ratuszowej w Jaworze i wracamy do domu. Weekend wyciśnięty jak cytryna. Nie może być lepiej, oby tylko takie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz