piątek, 2 marca 2018

RPA - dzień 28 - pożegnanie z Afryką

O 5 rano, gdziekolwiek nie spaliśmy w tym ładnym kraju, przyroda krzyczy, wrzeszczy i trzeszczy. Ptaki głośno śpiewają, a słońce jest już naprawdę wysoko. Budzę się o 5.40, mniej więcej o tej porze zwykle rozpoczynamy dzień. Pani jeszcze śpi. Leżę, patrzę na sufit, na słomiany dach domku zbudowanego na wzór buszmenskiej chaty. Jaka była ta wyprawa ? - myślę sobie. Na pewno niezwykła. Sporo się nauczyliśmy, sporo zobaczyliśmy, a tego nam nikt nie zabierze. Pokazała, że nie warto się lękać wypraw, warto się solidnie przygotować i w drogę! Czytam dalej Theoroux i kilka innych książek, mniej przygodowych. Dziś śniadanie o 8.30. Właścicielka przy swojej willi ma rozwieszone 4 flagi - niemiecka (co było słychać wczoraj jak przyjechaliśmy, bardzo wyraźny akcent), namibijska (co wcale nie dziwi, patrząc na pierwszą wymienioną flagę), południowoafrykańska i ... no właśnie, nie rozpoznałem. Zaraz zaraz... Teraz, gdy wyjrzałem przez okienko naszej chatki, flagi zniknęły, pewnie schowała je przed wczorajszą burzą. Po niej dzisiejszego słonecznego poranka nie ma już śladu.

Śniadanie było genialne, jakże różne od tego, które mieliśmy w Winterton. Tam obsługa podała nam 2 tosty i zrobiła wielką łaskę, gdy prosiliśmy o kolejne. Tu, niczym w hotelu, do koloru do wyboru. Właścicielka jeszcze przynosi mufinki, owoce (awokado było naprawdę świetne). Jesteśmy wspaniale ugoszczeni. Mieszkamy sami na jej farmie. Nie ma problemu z opuszczeniem jej o 11. Mamy sporo czasu do odlotu, który zaplanowany jest na 19. Jest upalnie. Siedzimy na ranczu, właścicielka dba o swoje konie, jej pies wesoło hasa wokół nas i chce się bawić. Ech RPA, tyle wspomnień i radości. Tyle widoków i pamiętnych chwil. O 11 pakujemy nasze graty do auta i jedziemy. Najpierw do Heidelberg, który jest bardzo ładnym i zadbanym miastem w scenerii rodem z Teksasu. Później autostradą N3 na Tambo. 15km przed lotniskiem - korek. Mamy ponad 6 godzin do odlotu, bez stresu. Posuwamy się niezwykle wolno, a nas mijają BMW, Maseratti, Porsche... cała galeria luksusowych samochodów.... coś czego nie widziałem od tygodni. Nie działa to na mnie. Momentami autostrada ma 7 pasów, węzły po 3 poziomy. Pani kieruje, ja śledzę GPS. "Trzymaj się tego pasa" powtarzam co kilka chwil, niczym gość w telefonie. Bałem się tego ostatniego przejazdu. 70 kilka kilometrów od lotniska. Czy nie za daleko? Dojechaliśmy szczęśliwie. Uffff... Licznik pokazuje 2800km przejechanych w RPA. To sporo. Nasz Hyundai spsiał się wybornie, choć miał mały bak i palił jak smok, no może taki mały, bo 7 litrów na stówę. Prawda jest taka, na takich wyprawach tylko automat. Przyjemność jazdy.

Tambo. Ważymy walizki, później oklejamy tę pękniętą. Mamy blisko 2 godziny do nadania bagażu. Siadamy na tyłach jednej z restauracji w mało przyjemnym miejscu (no bo nie ma gdzie, nikt nie pomyślał, aby na wielkich pustych przestrzeniach postawić kilka ławek) i odprawiamy się online. Znowu mam miejsce przy korytarzu, Pani przy oknie. To nam pasuje. Siedząc przyglądam się jak młode dziewczyny przygotowują się do zmiany w pizzeri, obok której siedzimy. Z dużą frajdą i entuzjazmem podchodzą do pracy, jednak nie mają gdzie się przebrać i zostawić swoje rzeczy. Przychodzą już ubrane w mundurki firmowe. Kilka chwil później cała piątka stoi na hali i zachęca przechodniów by wstąpili i coś zjedli. 2 godziny mijają dość szybko. Nadajemy bagaże, odstajemy boarding passy, 2 walizki mniej, swobodniej jest się przemieszczać. Przed nami najciekawsza cześć, czyli security. Wysoki mężczyzna w mundurze podchodzi do nas, obejmuje mnie i miłym głosem pyta dokąd lecimy. Gdy dostaje odpowiedź, wskazuje dokąd mamy iść. Pusto! Przywykłem do tego, że miejsce, gdzie odbywa się kontrola jest pełne ludzi, tym razem jesteśmy niemal sami. Automatycznie rozpinam pasek, zdejmuję polar, zabieram się za wyciąganie elektroniki... nie słuchając, co pracownik lotniska do mnie mówi. Nic nie trzeba robić. Położyć wszystko co mam na tacy i przejść przez skaner. Co??? Tego jeszcze nie grali. Ok, no to idę. Nic! Nic nie mrugało, pikało, czysto i przyjemnie. Mam nadzieję, że te skanery dobre mają. Za chwilę kontrola paszportów. Pani pierwsza, coś dłużej to trwało, później ja... gość patrzy i patrzy, odcisk palca, zdjęcie w paszporcie.
- czy to Ty ??? - Pyta.
- tak, to ja, ale wiesz miesiąc w tym kraju to broda rośnie - mówię mu kłamiąc jak z nut. Broda ma 7 miesięcy, a na zdjęciu w paszporcie jestem wygolony i jeszcze z długimi włosami.
- ale obiecuję, że w niedzielę się ogolę - dodaję. Jak słowo, to słowo.
Ale nadal coś jest nie tak, żarty żartami, ale coraz bardziej urzędnik wpatruje się w monitor nie informując mnie o co chodzi. Nagle podaje mój paszport koledze obok, by przeskanował. Dopytuję się o co chodzi, po raz kolejny. W końcu się dowiaduję - podczas przylotu miesiąc temu urzędnik moje odciski zapisał pod imieniem mojej Pani, zatem w ich systemie ja to nie ja, tylko ona, a ona to ja. Afryka... ale puścił mnie w końcu. I to tyle. Gładko i przyjemnie. O ile "publiczna" cześć Tambo była dla mnie brudna, brzydka, nie miła, ciemna itd. to część "po odprawie" lotniska to zupełnie inna bajka. Luksus. Najlepsza strefa wolnocłowa, jaką miałem okazję zobaczyć. Olbrzymią popularnością cieszą się sklepy z lokalnymi wyrobami, z drewna, kości itd. Nie ruszają mnie luksusy, na większość mnie nie stać, ale dobre ciuchy zawsze można pooglądać i ewentualnie kupić. Lokalny zespół skoczno-muzyczno-taneczny przygrywa i podskakuje, z dachu zwisają bombki w towarzystwie symboli czarnego kontynentu, są tez białe choinki. I nie jest za tłoczno. Czas leci baaaardzo szybko, nawet nie czuję, że zaraz lecimy. To dobrze, nie ma czasu, by się stresować. Jeszcze telefon do domu, boarding i czas odlecieć. Wokół Tambo widać pioruny. Właściwego znaczenia nabierają słowa "I am flying home for Christmas..." cudowne uczucie, mimo że wyprawa dobiega końca.

To jeden wielki długi dzień. Zawsze tak jest. Kilka godzin z przerwami spałem i nawet lot do Stambułu zleciał szybko. O 8.30 mamy dwugodzinny tour po Stambule, jest on dostępny dla tych pasażerów, którzy mają kilkugodzinny postój w tym mieście. Nie zapamiętałem wszystkich nazw, o których mówiła pani przewodnik, faktem jest, że w Stambule mieszka blisko 20 milionów ludzi i wygląda on jak jeden wielki płac budowy, a to co tam się buduje, to głowa boli. Wracamy na lotnisko, które jest brudne, głośne i niezadbane. Ubikacje cuchną na odległość. Jest za to bezpiecznie. Zaraz po wejściu do budynku ustawiamy się w kolejce do kontroli, później jeszcze 3 kolejne kontrole. Nasz samolot się opóźnia. Nie ma jednak żadnych komunikatów, informacji, nic. Zmieniono bramkę, bez komunikatu. Oj, długo mnie tu nie zobaczą. Wsiadamy do samolotu, leci firmowa muzyka Turkish Airlines. Siedzimy.... siedzimy... i jeszcze siedzimy! Ponad godzinę. Ludzie wciąż wchodzą, muzyka już wychodzi bokiem. Jak już wszyscy weszli, co nie którzy chcą zmienić miejsce, bo to czy tamto. Jedzmy już! Mamy kupiony bilet na pociąg z Warszawy, mamy kilka godzin zapasu, który topnieje w oczach. Widmo noclegu w stolicy staje się realne. Samolot wooooooolno rusza, podjeżdża pod pas. W między czasie pilot mówi, że w Warszawie można spodziewać turbulencji, bo pogoda jest zła. Leć już! Dwie godziny opóźnienia. Mam dość Turcji, Stambułu i tamtejszego lotniska, Turkish Airlines. Jest opóźnienie, to jest, zero komunikatów dla pasażerów.

Lot do Warszawy był spokojny. W samolocie natchnęło mnie, by nie brać taksówki na Centralny, ale by pojechać pociągiem z lotniska i to był strzał w dziesiątkę. Otrzeźwienie w Polsce przyszło szybko, przy pierwszej kontroli biletowej, gdy urzędniczka pouczyła mnie o moim niegrzecznym zachowaniu... (przecież ja nic złego nie zrobiłem, spieszy mi się), przemilczałem. Polska. Siadamy w Złotych Tarasach, toaleta, kawa, później opóźniony 30 minut pociąg... wracamy do domu. Smutek, nostalgia i szczypta radości, bo Święta, bo dom, bo najbliżsi. Koniec ekspedycji, której nigdy nie zapomnimy. Było cudownie. Gwoli statystyki - podróż door to door wyszła 35 godzin.

Na koniec rada - nie wierzcie we wszystko, co mówią media, że RPA takie czy śmakie. Przez miesiąc widzieliśmy raptem 3 kolizje drogowe, większych debili na drodze widuję u nas w kraju, jest bezpiecznie, trzeba uważać, jak wszędzie, ludzie są przemili, jedzenie fantastyczne, przyroda - jak widać po zdjęciach. Odwagi, wiary i nic, tylko lecieć i zwiedzać!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (132) Babia Góra (4) Bałtyk (1) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (97) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (21) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Bory Tucholskie (7) Boże Narodzenie (13) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (1) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (11) Czechy (60) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (5) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (29) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (11) Jura Krakowsko-częstochowska (9) kajaki (5) Karkonosze (3) Katowice (14) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (4) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (12) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Liswarta (3) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (7) Magura Spiska (2) makro (40) Mała Fatra (17) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (7) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (17) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (4) Pogórze Kaczawskie (72) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (20) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (11) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (152) Roztocze (6) różne (164) RPA (68) Ruda Śląska (2) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (34) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (55) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (23) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Szlak Orlich Gniazd (2) Śląsk (36) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (4) Tasmania (81) Tatry (38) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (12) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (5) WTR (4) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żelazny Szlak Rowerowy (1) Żywiec (2)

Archiwum bloga