Zima klasycznie, znowu...

czyli Wielka Rycerzowa. Nie ma zimy bez tego wejścia. Było to tydzień temu, w niedzielę. Jak ten tydzień zleciał. Praca, dom i tak w kółko. Jak było w górach? Pod domem auto pokazało -14, na parkingu w Soblówce - tyle samo. Mróz, ale nie znowu jakiś tam siarczysty. Wchodzimy. Szlak ubity, przetarty. Trochę ludzi ciśnie. Wziąłem lufę, liczyłem, że zobaczę Tatry, bo zapowiadali bezchmurne niebo. Niestety, przyszła mgła. Psinco było widać. Ale mimo to, frajda ogromna. Na Małej Rycerzowej nic nie było widać, nawet Babiej. Raptem Przegibek dostrzegłem. Później wdrapaliśmy się na Wielką Raczę. Jabłko i zjazd. Schronisko, tłumik. Wszyscy się grzeją i odtajają. Jest klimat! Jak co roku. Zacieramy ręcę bo po tym, co widzieliśmy zjazd czarnym na jabłkach będzie dziki. I taki był. Kamerka do lewej ręki, prawą steruję... Poszłoooooo! Bez hamulców, jeden świst, ryk i modlitwa, by jakiś skuter z dołu nie jechał. Kosmos! Co za prędkość. Wiem, głupki jesteśmy, bo ryzykujemy strasznie, ale... jak to mówią, jest wycieczka, jest przygoda!

Zdjęcia. Takie trochę cukierkowe, trochę kombinacji. Nowy Lightroom działa jak błyskawica. Chciałem poskładać nowy komputer pod niego, a tu proszę, miła niespodzianka. A tak chciałem wrócić do składania po tylu latach przerwy. Mój laptop odżył, a ja sam nie lubię wydawać kaski na coś, co nie jest mi super potrzebne.