Zaczęło się w ostatni piątek 28.07, miało być tak pięknie, wyskakuję z roboty ok. 14.30, wsiadamy w auto i rakieta. Wyszliśmy o 16, coś zjedliśmy i jedziemy zakopianką. Czy ja muszę tu ciągle narzekać ? Zatem powiem tylko, że jechaliśmy rekordowe prawie 5 godzin i miarka się przebrała. Przez Kraków i zakopiankę już nie jeździmy. Paranoja, stać tyle w korkach. Wolę kupić winietę na Słowacji. Dobra, docieramy do Strby. W tym miejscu muszę napisać o miejscu, gdzie spędzimy kolejne 2 noce. Podjeżdżamy pod domek, domek jak to domek, typowy, słowacki, z lat 50-tych może. Starszy pan wygląda przez okno, uśmiechając się do nas mówi, że małżonka już idzie nam otworzyć. Kto wierzy i czuje feng shui, to wie, o czym piszę. To się czuje. Pani, po 60-tce z uśmiechem i troską wprowadza mnie na salony. Przeżywam szok. Czegoś takiego nie doznałem jeszcze. Wyobraź sobie Czechosłowacki film, np. Žena za pultem, te klimaty. Wystrój wnętrz, itd. To samo widzę tu. Apartament urządzony jak w latach 60-tych, może 60-tych w Czechosłowacji, ALE i to jest szoker - wszystko jest stanie idealnym i wszędzie jest absolutnie czysto. Wierzyć się nie chce. Wanna żeliwna, nówka, kuchnia, piec gazowy, cerata na stole, fotele obrotowe z 4 nogami, szafa z prawdziwego komunistycznego drewna, nówka nie śmigana. Mógłbym tak jeszcze wymieniać. Cudownie się mieszka. Choć spałem fatalnie, ale ja tak mam, jak nie swoje łóżko.
Rano o 5.01 mój budzik dzwoni, szybkie śniadanie, jedziemy do Strbskiego Plesa. Krywań. Byliśmy tam z jakimś pttk-kiem lata temu i to było nieporozumienie. Teraz w końcu idziemy sami. Na początek Kempinski Hotel, podoba mi się. I choć nigdy w nim nie spałem i nie jestem fanem wydawania większych pieniędzy na fancy hotel, to w nim chcę zamieszkać. Dobry punkt wypadowy. Jezioro paruje, zatem jest dobra okazja na ciekawe zdjęcia. A później już tylko pod górę. Nie jest to jakiś zjawiskowy szlak. Fakt, że walą tam tłumy. Plan jest następujący - zdobyć tę górę jak najmniejszym nakładem sił, jutro Czerwona Ławka. Idzie się dobrze i szybko. Oczywiście wsuwamy proteiny z Arli, dają mi sporo siły. Wydaje się, że więcej ludzi idzie z 3 Studniczek. Tłok robi się ma skrzyżowaniu 2 szlaków na wysokości ok. 2100 m. Później już tylko stromiej. Szczyt pojawił się szybciej niż nam się zdawało. Widoczność spora, pogoda dobra, moc jest. Pani kładzie się na płaskiej skale. Odpoczynek. Tłumik. Czyli sporo turystyki mieszanej. Przeraża poziom wiedzy, tych co weszli. Jakiś kałamarz pokazuje na jakąś kozią górkę w stylu Grzesia i woła - "tam jest Kasprowy"... Posiedzieliśmy jakieś 15 minut, kilka fotek i zejście. Mijamy kolejny tłumik. Na dole kocioł, upał doskwiera. Dużo pić, pamiętać, by nie tracić zbędnych sił.
Doszliśmy do auta, w Plesie. Parking pusty, 5,50 Euro opłata za cały dzień, nie żałuję ani centa. Luz, przestrzeń i porządek. To uwielbiam. Ład i skład, za to mogę płacić. Jutro kolejny dzień, wreszcie - Czerwona Ławka. PLan pierwotny zakładał urlop w piątek, przechodzimy Ławkę, bo tam zawsze tłumik. Ja sobie ubzdurałem, by wejść tam w niedzielę, bo kto ma iść na Ławkę, zrobi to w sobotę. Czy miałem rację ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz