To co? zwiedzanie. Jestem pod dużym wrażeniem - drogi mają świetny stan, kilka remontów nas przytrzymało, generalnie nie mają alergii do asfaltu, jak Polacy. W mojej okolicy i pobliskich miastach w Polsce, gdzie mieszkamy dziura na dziurze, nędza. Tu duże małe miasto - droga płaska jest jak stół. Małe wioski - winko, kawusia, siedzonko emerytów… żyć nie umierać. Czysto wszędzie. Widoki super. Stare kościoły, nawet XI wiek - otwarte, wiele razy chciałem wejść w Polsce o różnych kościołów, zamknięte.
Pierwsze kroki robimy po Luz Saint-Sauveur. Turystyczne miasteczko, pijemy kawę i znajdujemy kościół św. Andrzeja.
Kolejna ładna mikrowioska - Saint-Savin. Ryneczek, cisza i spokój i znowu kościół - XII wieczne opactwo.
Chwilę pochodziliśmy po Argeles-Gazost, ale nic szczególnego tam nie było. Za to był ładny kościół.
Później już Aucun, Anglik-gospodarz nam polecił. Tu kościół był zamknięty, ale wypiliśmy drugą kawę.
Pierwsza kolarska przełęcz to Col du Soulor. Tam na wzgórzu pracownicy publiczni - jak pani się nazwała - mają swój obo i wypatrują ptaków, które migrują do Afryki. Co roku zapisują liczby. Właśnie nad nami krąży 8 sepów. Poza tym widoki są genialne.
Drogi kręte i wąskie, ale jest bezpiecznie.
Kilka kilometrów dalej znowu wysiadamy z auta. Na dworze upał, w aucie nieco chłodniej, jak tu się wyleczyć. Przełęcz Col d’Aubisque. Siadamy na wzgórzu Turron de l’Ausetch Lounc i patrzymy w góry. Pięknie. Już czuję zmęczenie, chcę się położyć w łóżku. Ale ale jeszcze trochę.
Eaux-Bonnes. Kolejne miasteczko-widmo. Wielki hotel, kasyno - ruina. Na środku miasteczka ładny park, sekwoje, kilku emerytów gra w bulle, kilka starszych pan siedzi i sobie dyskutują. Obok piękne budynki rozpadające się.
Laruns! Najpierw Intermarché i zakupy. Przygniatające wrażenie, nie tak źle jak w Polsce, ale mroczny klimat. Kupiliśmy co trzeba, zatankowaliśmy auto i do mieszkania. Ciężko zaparkować, ale właścicielka wychodzi na drogę i pomaga. Chcemy jeść! Nie ma szans, jest po 18-tej, za godzinę otwierają… ależ mnie to męczy. Chciałbym zjeść, okąpać się i poleżeć. Kładziemy się przed obiadem, patrzymy na prognozy i zmieniamy plany. Rezygnujemy z dwóch dni trekkingu dookoła Midi d’Ossau, pojutrze zatrzyma się intensywne opady. Szybciej pojedziemy do Hiszpanii, tam ma być ciut lepiej.
To miał być relaksacyjny dzień… ta z nami nie ma szans. 7 godzin jechaliśmy około 100km, ale ile zwiedziliśmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz