sobota, 21 stycznia 2023

Tasmania II - dzień 28 - 24.11 - wylot

Długo rozmawialiśmy z Rodzicami, wczoraj poszliśmy spać ok. 23. Przynajmniej chwilę. Obudziliśmy się za kwadrans druga. Budziki ustawiłem na wszystkich urządzeniach, aby tylko nie zaspać. Ubera zamówiłem dzień wcześniej na 2.45, wylot mamy o 6. Patrzę, kierowca, który przypisał się do przejazdu, zrezygnował. No dobra, myślę sobie, nie wyjdzie, dzwonię po taxi. Wypiliśmy po herbacie, ostatnie sprawdzenie czy wszystko mamy. Walizki takie lżejsze się wydają. Jest nowy kierowca Ubera na przejazd i faktycznie zbliża się do naszego lokum. Ostatnie wyjście na Macquire. Jest ciepła bezwietrzna noc, dokładnie 2.40. Pakujemy nasze 2 walizki i plecaki do małej toyoty. Jadąc Macquire zerkam w prawo jeszcze na kawałki portu, który widać. Puste miasto. Zupełnie nowy widok. Zerkam na West Hobart, ciemno ;) Most ładnie podświetlony. Mijamy kolejne znaki ze skrętami w znane nam miejscowości. W końcu zjazd na Richmond… to wyjątkowo trudniej przychodzi. Wjeżdżamy na parking lotniska, ani żywej duszy, choć hol jest cały oświetlony. Podchodzimy pod kolejne drzwi, nie otwierają się. Jest około 3. Nagle podjeżdża samochód z napisem „operations”. Pytam o której otwierają. Na to mężczyzna mówi - już Wam otwieram, dziś 20 minut wcześniej… Ci ludzie tutaj są z innej planety. Gość widział, jak stoimy pod drzwiami, podjechał i otworzył nam halę lotniska. Jesteśmy absolutnie sami. Zanim zacznie to lotnisko żyć. Niezwykły widok. Po jakichś 20 minutach pojawiają się kolejni ludzie. Ważymy walizki, jest mniej więcej w obu po 21kg, całkiem nieźle je odchudziliśmy. Nadajemy bagaże, żadnych problemów, wszystko z uśmiechem na ustach naszych i obsługi. Na godzinę przed wylotem dzwonimy do Rodziców. Czekają stęsknieni. Wyjście na płytę lotniska, ostatnie chwile stąpania po tasmańskiej ziemi. Wzruszam się, bo nie można inaczej. Wsiąkłem w tę wyspę i kulturę przez ten miesiąc. Miejsca mamy najgorsze, siedzimy na samym końcu w przedostatnim rzędzie. Z okna widzimy silniki, ten samolot silniki ma z tyłu, nie na skrzydłach. Tak liczyłem, że zobaczę Richmond z góry. Richmond… pamiętaj! Lot mija szybko i spokojnie, trwa ponad godzinę. Jestem super śpiący, ale muszę być przytomny. Melbourne to inny świat, niż Hobart. Przez pierwsze 2 minuty widziałem więcej ludzi, niż przez tydzień w Tasmanii. Wychodzimy z terminala 1, idziemy na terminal 2. Kontrola, szybko, sprawnie, już z mniejszym uśmiechem moim i obsługi. Mamy 4 godziny do kolejnego lotu do Singapuru. Sklepy, później niszowy gate (tak, jak lubię), gdzie jest pusto, cicho i z ładowarką. Pani wczytuje się w Lackberg, ja zdrzemnąłem się na kwadrans. Daje mi to zastrzyk energii do wylotu. Nauczeni doświadczeniem z lotu tutaj, nalewam do butelki wodę pitną z kraniku, do tego elektrolity w drażetce i mamy pożywny napój. Zaraz - a piszę te słowa o 10.48 - pójdziemy na kawę. Wypiliśmy kawę, gate się otworzył. Ludzie zaczęli ustawiać się do kolejki. Lecimy A330 do Singapuru. Spanie nieco przeszło. Siedzę przy korytarzu, to dobrze, staram się chodzić podczas dłuższych lotów. Zła strona jest taka, że lecimy nad outbackiem, który świetnie widać. Siedząc w środku lub nawet chodząc ma się słaby widok to tereny pod nami. Skończyliśmy oglądać drugi serial podczas tej wyprawy - „Wakacje z duchami”. Wiem, dziecinada. Jednak takie seriale jak ten czy wcześniej Kapitan Sowa na Overland bardzo mnie uspokajają. Czekam na ciepły posiłek i spróbuję zasnąć. 3 godziny później - Qantas nie daje pospać, pierwsza połowa lotu wygląda tak, że jedno danie podadzą, zaraz zbierają śmieci, rozdają kolejne. A to snacki, później obiad, później lody, później jeszcze coś… Obsługa na wysokim poziomie, a miesiąc temu psioczyłem na to, jak nas potraktowali na lądzie. Ale żeby nie było, system rozrywki w samolocie jest archaiczny i jeszcze podstawowe funkcje nie działają. „Moving map”, wydawałoby się, że zobaczysz, gdzie aktualnie jesteśmy, nic z tego, nie działa. Pani doklikała się menu typowego dla starych tabletów androidowych. Udaje mi się pospać w sumie 2 godziny bez tabletki, niby nic, ale plan minimum wykonany. Sporo chodzę po samolocie, lepiej się wówczas czuję. 

Przylecieliśmy do Singapuru o czasie. Prawie 30 stopni, w rękawie, w którym wychodziliśmy, czuć było ciepło i wilgotność mimo włączonej klimatyzacji. Mamy ponad 3 godziny do kolejnego lotu do Helsinek. Changi wydaje mi się coraz bardziej smętne. Tym bardziej spędzając miesiąc wśród Australijczyków i ich kultury ciężko mi się odnaleźć w tym gąszczu kultur, jakie widzę w Singapurze. Pozostajemy na tym samym terminalu. Poznaję miejsca, gdzie miesiąc temu próbowałem coś załatwić z biletem do Hobart. Jedne z najtrudniejszych wspomnień lotniskowych. Odskoczyliśmy sklepy, posiedzieliśmy, telefon do Rodziców. Idziemy pod gate. Podoba mi się rozwiązanie, że kontrola osobista jest już w bramce, zamiast tłoczyć wszystkich ludzi w jednym miejscu. Kontrola przebiega szybko. Pani podpowiada, bym sprawdził jak nasze bagaże. Jest to praktyka, którą stosujemy od dawna, nawet już nie pamiętam skąd o tym wiem. Po prostu na każdej przesiadce pokazuję numery bagaży w gate i miła pani sprawdza, czy bagaże zostały już załadowane. Tak zrobiliśmy w Melbourne, pani potwierdziła, że ona są. Idę sprawdzić na Changi… koszmar wraca. Pani wstukuje numery, patrzy i mówi, że jest tylko jedna walizka. Drugiej nie dostali od Qantas… Mówi, bym przyszedł za kwadrans. Idę za kwadrans, idę za drugi… nie ma jednej walizki. Tak, jakby z Qantasa nie wydostała się. Rozpłynęła się w samolocie. Dziwne. Odlatujemy z Singapuru do Helsinek prawdopodobnie z jedną tylko walizką. Coś to Changi nie jest dla nas łaskawe. Oby wszystko dobrze się skończyło. Samolot do Helsinek nie jest pełny, co jest niespodzianką, patrząc na inne loty, które były wypełnione po brzegi. Siedzimy w środku, gdzie są 3 miejsca i jedno wolne. No to mamy się gdzie położyć. Po godzinie lotu podano już ciepły posiłek, nawet szybko go zabrano. Wobec czego ja łyknąłem magiczną tabletkę na sen. Byliśmy wtedy nad wschodnią częścią Zatoki Bengalskiej. Ułożyliśmy się na naszej „wersalce”, coś tam zaczęło rzucać… i tyle pamiętam. Pani wierciła się po pół godzinie, znowu mi się film urwał. Ostatecznie obudziłem się po 7 godzinach nad Batumi, gdy wlatywaliśmy nad Morze Czarne. Niezły wynik! Komputer pokazuje jeszcze jakieś 3,5 godziny lotu. 

37 minut do lądowania w Helsinkach. Bardzo dobry lot jak do tej pory, raz tylko pilot prosił o zapięcie pasów. Pobujało chwilę nad Turcją. Wiadomo, czuję zmęczenie, półtorej doby w podróży. Jednak wyspałem się na tym locie, tak jak zaplanowałem. Doświadczenie procentuje. Mamy 4 godziny czekania w Helsinkach na ostatni lot do Krakowa. W między czasie rozeznamy co z naszym bagażem. Im bliżej ładowania coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że ten cudowny tasmański sen dobiega końca. I muszę to ponownie napisać, podróż nigdy się nie kończy, zmienia się cel. A cel tasmański i to, co przeżyliśmy było ponad wszystko, co do tej pory doświadczyliśmy. Lądowanie w Helsinkach było spokojne, jak cały lot. Nie przesadzę, jak powiem, że to był jeden z najlepszych lotów długodystansowych i to Finnairem, proszę proszę. Lotnisko jeszcze śpi około 5 rano. Weszliśmy do pierwszego z brzegu sklepu bezcłowego i tam się zasiedzieliśmy. Perfumy… no tak wyszło. Później toaleta, kontrola paszportów i chodzimy po strefie bezcłowej. Szukam akcentów świątecznych, wciąż przed oczyma mam Heathrow 7 lat temu, jak wracaliśmy z NZ. Było cudnie i czuć było święta. Tak, wiem, to była połowa grudnia. Jednak dziś w Helsinkach 25.11 praktycznie nie czuć świąt, w jednym sklepie piosenki z dzwoneczkami. Choinek brak, renifery? Uciekły. Miesiąc temu było ich więcej. Podobnie jak na Changi nie gra muzyka na lotnisku, nie ma nawoływania zagubionych pasażerów. Jakoś tak europejsko, czyli ponuro. To już 4 raz, jak jest mi dane wracać z „tamtych” pacyficznych terenów i za każdym razem ta Europa - czy to Niemcy, czy to Wielka Brytania, a teraz Finlandia - wydaje się poukładana od linijki, ponura, zamyślona… a tam ludzie rozgadani i uśmiechnięci cieszący się życiem. Fakt faktem, akcentów bożonarodzeniowych praktycznie nie ma, szkoda. W samolotach nuciłem sobie „flying home for Christmas”, jak zawsze parafrazując Chrisa Rea. Oczywiście na Tasmanii chodząc po górach nuciłem sobie „have yourself a Merry Christmas”, to zaczęło się w RPA w 2017 roku. Czekamy na nasz lot. Pierwszy raz usłyszałem polski język od miesiąca, nie licząc naszych rozmów. Dostrzegliśmy panią w gate, podszedłem, poprosiłem o sprawdzenie bagażu, mówi, że obie walizki są w Helsinkach. No pięknie. Kto się myli? Changi, czy Helsinki? Za 30 minut przyszła inna pani, jakaś taka mniej ogarnięta, poleciałem, poprosiłem. Mówi, są 2 walizki. Hmm… czekamy co wyskoczy w Krakowie. Cała podróż od Hobart przebiega dobrze, płynnie, normalnie. Przyzwyczajenie? Doświadczenie? Obycie? Myślę, że wszystkiego po trochu.

W Krakowie było wesoło. Przybyła jedna walizka, ale obsługa - na najwyższym poziomie. Jak tylko zbliżyłem się do punktu zagubionego bagażu, powiedziałem skąd przybywam - pani wypowiedziała moje nazwisko (!!!) i poinformowała mnie o całej sprawie. Wie o wszystkim. Jednej walizki nie zdarzyli przesłać w Melbourne i puścili ją kilka godzin później przez Dubaj. No ładnie. Samolot z Dubaju ma lądować lada moment w Krakowie, więc czekamy. Nic z tego. Czyli klasyka, wróci do nas kurierem. I tak się stało. 47 godzin od hotelu do domu. Co za wyprawa... brak mi słow. Było absolutnie cudownie. A w domu? Powitali nas Rodzice, my zjedliśmy coś, 3 godziny snu i na koncert Bee Gees. Zmienia się tylko cel...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (132) Babia Góra (4) Bałtyk (1) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (97) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (21) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Bory Tucholskie (7) Boże Narodzenie (13) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (1) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (11) Czechy (60) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (5) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (29) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (11) Jura Krakowsko-częstochowska (9) kajaki (5) Karkonosze (3) Katowice (14) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (4) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (12) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Liswarta (3) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (7) Magura Spiska (2) makro (40) Mała Fatra (17) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (7) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (17) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (4) Pogórze Kaczawskie (72) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (20) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (10) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (152) Roztocze (6) różne (164) RPA (55) Ruda Śląska (2) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (34) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (55) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (23) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Szlak Orlich Gniazd (2) Śląsk (36) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (4) Tasmania (81) Tatry (38) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (12) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (5) WTR (4) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żelazny Szlak Rowerowy (1) Żywiec (2)

Archiwum bloga