pogoda płata figle, szczególnie w weekendy. Od czerwca nie było weekendu z pogodą dobrą na Tatry. Co prawda nie czuję presji, by jechać, ale fajnie by było się tam w końcu wybrać. W każdym bądź razie szukaliśmy czegoś innego na rower i padło na Łódzkie. wiemy czego się spodziewać po tamtejszych zakamarkach - surowości, mówiąc delikatnie. Podjechaliśmy do Działoszyna, parking przy Warcie. Nad nami huk. Znamy ten odgłos, to odrzutowce. Dwie sztuki krążą, wygląda mi to na ćwiczenia, ale huk jest ogromny. Wsiadamy na rowery i przed siebie, wg planu. Nie mam co liczyć na oznakowane trasy, jak w Czechach. Nosem w telefonie - kręcę. Co mogę dodać, jest biednie, bardzo. Może być biednie i ładnie - tak, jak w Opolskim. Tu jest 3B: biednie, brzydko i brudno. Niemal w ciągu całego dnia jadą wzdłuż nawet skrawka lasu - widzę porozrzucane śmieci. Zauważyłem to już 2
lata temu. Wąsosz Dolny... malutka wioska, sklep spożywczy - cofam się o dziesięciolecia. Pani celowo kupuje oranżadę w butelce "na miejscu". Sklepik, do którego schodzą się lokalni miłośnicy mocniejszych trunków. Zagaduję panią za ladą - co tu ciekawego można zobaczyć. Pani się śmieje, wymienia lokalny cmentarz i to by było na tyle. Przed Pajęcznem jedziemy polną drogą. Pola są zaniedbane, opuszczone, zachwaszczone, kilometr po kilometrze. Myślę sobie - wszyscy, co mogli, wyjechali do miasta, do Łodzi, zostali najbiedniejsi, najsłabsi. No i tak te miejsca dziadzieją. Przed miastem mówię do Pani - muszę napompować tylną oponę. Kilka metrów dalej - proszę bardzo, stacja benzynowa. Patrzę, ze ściany wychodzi wąż. Pisze, że to kompresor. Ale to chyba jest to ciężarówek. Mikro naciśniecie i mam oponę nadmuchaną do granic możliwości. Długa trasa dziś, chcemy jeszcze na kawę podjechać do Gliwic. Zatem w Siemkowicach, po uzupełnieniu płynów, zjeżdżamy na południe. Jedziemy ruchliwą i niebezpieczną drogą między Ożegowem, a Działoszynem. Wariaci pędzą po dziurawej drodze. Jedynym pocieszeniem jest piękny kadr "wiatraków. Działoszyn po południu - niczym wymarłe miasto. Przy Warcie pakujemy rowery i jedziemy na obiad... i tu zaczyna się druga część wycieczki.
W body - 50mm Pentax 1.8. Kilkadziesiąt lat stary obiektyw. Czy widać różnicę w jakości? Przyjemność fotografowania dużo większa, niż w "nowoczesnym" obiektywie.
Pani prowadzi, ja sprawdzam maile... mail od eSky powoduje, że wszystkiego nam się udechciało. Czytam, że ostatnie loty na naszej wyprawie zostały odwołane i albo nam zwrócą pieniądze, albo poszukają lotów w innym terminie. Czas się zatrzymał. Dziś mija tydzień od tamtego maila, wszystko już jest wyjaśnione, lecz stresu, nerwów, domysłów było co nie miara. Opiszę to w kolejnym wpisie, bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz