Jakież to były plany na majówkę... 3 trasy rowerowe w 3 świata strony, dziesiątki kilometrów i... nic z tego. Zima, deszcz, wiatr. 3. maja dawało jakąś nadzieję. Takimi wiarami nie jesteśmy, aby w plus 3 stopnie iść na rower, więc w góry. Gdzie mamy jakąś zapachajdziurę? Okolice Juszczyny. Niby nic, łeeee no to jedźmy. Pojechaliśmy. Myślałem, że Beskid Żywiecki już mnie nie zaskoczy, bo byłem chyba wszędzie, nuda, ciągle to samo. A tu proszę bardzo, co za miła niespodzianka. Zaczynamy w okolicach Juszczyny, a dokładnie w Bystrej. Najpierw zieloną polaną, gdzie roztacza się widok na Bramę Wilkowicką. Później stromo pod górkę nazwaną Kiczora. I tutaj zaczyna się ładniość. Naprawdę. Idziemy jakąś drogą rowerową, ładny las, po czym zaczynają się polany. I to jakie! Ładne, bardzo ładne. Tylko światła nie ma do zdjęć. Nikogo dookoła, puste zimne góry. Rozglądamy się szukając miejsca na potencjalny namiot, z którym chcemy tu przyjechać. W oddali słyszymy quady, jednak nic to. Szczycik Skała, schronisko, bacówka, cóż to takiego? Flaga wisi, żadnej żywej duszy. Zejście żółtym już nie jest takie piękne. Przed nami roztacza się widok na masywną i ośnieżoną Romankę. Idziemy po błocie i to sporym. W lesie robimy przerwę, aż tu nagle zaczyna padać śnieg. 3-go maja, co za czasy! Zeszliśmy na dziko do auta w blasku słońca. Cóż... całkiem całkiem tras, jak na Beskidy. Potrafią mile zaskoczyć. Myślę, że rowerem też by dało się to przejechać. Wracając wjeżdżamy do Bielska na lody, oj oj dobre. Tak minął dzień i majówka. Szkoda, dni coraz dłuższe, a zima trzyma.
.
Długie trudne dni pracy powoli ustępują, wychodzę na prostą wyprostowany. Rozpocząłem poranne biegi. Medytacja w uszach, nogi robią swoje. Wypracowuje nawyk, dziennie 7 rano - biega, prysznic i aż się chce działać. Życie wraca do normy, dziś otwarte ogródki, bez masek. Na jak długo? Jedziemy na kolację do Toszka. Wreszcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz