Przyszliśmy padnięci. Brak sił. Co robimy? Jedziemy w sobotę rano... minęła godzina... wiesz co? chyba damy sobie spokój, zbyt zmęczeni jesteśmy... No dobra, plan B. Gdzie tu jechać... Jest! Rezerwat Pazurek. Robota... coś tu musi się zmienić.
Zanim przejdę do opisu Pazurka - był ciąg dalszy tego misz-masz. Plan na niedzielę to Wielka Racza ze Zwardonia, długa trasa, ale pojedziemy w niedzielę rano, w sobotę odpoczniemy na rowerach. Jest plan. Sobota wieczór, pakujemy się, plecaki, termos, buty... godz. 22. SMS z pracy... na telefonie do północy, nie wstaniemy na 5-tą rano. Zmiana planów - gdzie jedziemy? no bo przecież trzeba gdzieś jechać, nie będziemy w domu siedzieć. Zawadzkie i lasy w okolicy - ale o tym w następnym poście.
Przyjechaliśmy do wioski Rabsztyn, za Olkuszem, piękna pogoda i piękny zamek. Duży parking - ruszamy. Do zamku nie wchodzimy, bo nas nie interesuje. Później przez lasy. Takie inne, ale w nosie zapach żywicy i lasów iglastych. W Jaroszowcu wjeżdżamy już w rezerwat. Ładnie! Porywa. W środku skałki, cisza, pusto, magicznie. My z rowerami, po schodkach wspinamy się. Mimo pogody - ciemno, otaczając nas gęste drzewa liściaste. Wycieczka musi generować plan na następną, tak jest też teraz - jesienią chcemy tu wrócić, przechodzić teren, powinno być kolorowo. Po wyjeździe z rezerwatu objeżdżamy jeszcze okoliczne wioski, zmęczenie czuję ogromne, nogi nie kręcą, ale mimo wszystko odpoczywam.
P.S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz