- pewnie, przecież to tylko zdjęcia, nikomu nie wyrządzi się krzywdy
I ma racje. Po chwili ze swoimi kompanami pozują do zdjęć. W tym czasie moją Panią zainteresował się inny pijany mężczyzna, coś tam do niej mówił, objął ją, zrobiłem zdjęcie i rozstaliśmy się w uśmiechu. Inaczej nie można, bo będziemy mieć całą wioskę przeciwko sobie. Z oddali słychać głośną muzykę. Tawerna. Ooooo lubię takie klimaty. Wchodzę z kamerą. Wszedłem na Ukrainie, to wejdę i tu. Melina jakich mało. W środku siedzi młody mężczyzna z piwem, dookoła pełno butelek, ściany obdrapane, smród, bród i głośno. Wychodzę. Nic tu po nas. Jedziemy jeszcze dalej poszukać kadrów. Są tacy, którzy się zgadzają, są tacy, którzy nie. W pewnym momencie dostrzegam małego chłopca, przez otwartą szybę wymierzam obiektyw, gdy to dostrzegł, zaczął biec w moją stronę.
- daj cukierka - mówię do Pani
- masz, daj mu też baton. Podaje mi ten, który już zacząłem, ale nic więcej nie mamy.
Po chwili stoi już przy aucie z rękami wyciągniętymi ku mnie. Robię mu zdjęcie. Biegł tak szybko, że zgubił swoje prymitywne buty. Może był po prostu głodny i nie chciał, bym odjechał?
Generalnie ludzie w takich miejscach są niesamowicie mili, uprzejmi i zawsze uśmiechnięci. Mimo otaczającej biedy, zawsze ich stać na miły gest. Odwzajemniają powitalne gesty. Jedziemy jakieś 10km od Winterton na kawę. Jeszcze dobrej kawy tu nie piłem. Jest internet, sprawdzamy pogodę, rozmawiamy z rodzicami. Po 14 się rozlało. Planowo. Na jutro nieznacznie zmieniamy plan, chcemy przejść Tugela Gorge. Pogoda ma być łaskawsza. Niemniej prognozy mówią, że upały nam już nie grożą, a został nam tu jeszcze tydzień. Jak ten czas leci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz