Do Krakowa dojeżdżamy
taxi, mgła, śnieg. Pożegnanie z żoną było trudne. Nasza najdłuższa i najdalsza rozłąka. Nie jest łatwo jechać bez takiego towarzysza podróży. Dzielna jest.
Obecni towarzysze podróże wyluzowani, uśmiechnięci, ja poważny i małomówny. Inny
człowiek, ale tak mam. Choć mam wrażenie, że z każdym lotem jest lepiej. Spokój, tylko spokój. Lotnisko w Krakowie
nie zachwyca, już tu kiedyś byłem i nie podobało mi się. Samolot z Monachium
spóźni się o 30 minut, tyle my też się spóźnimy. Mały samolocik Lufthansy. Obok
mnie kolega z pracy. Podczas pierwszych dni w nowej robocie dowiedziałem się,
że minęliśmy się w Queenstown w Nowej Zelandii. Świat jest mały. Ja dzielę
swój czas pomiędzy modlitwę a rozmowę z nim. Dobrze, że zagaduje, jest mi
raźniej. Mówi, że nie widać po mnie
zdenerwowania. To komplement. Trzymam w ręku różaniec i obrazek św. Ojca Pio, tak mam. Kolega patrzy i
mówi „ten koleś to kto ?”. Życie... Lot spokojny, 1.15h szybko mija i
już stąpam po niemieckiej ziemi, oj dawno mnie tu nie było. Uff... jeszcze 2 loty.
Mamy jakieś 40 minut aby zdążyć na samolot do Chicago. Wchodzę do busa. Obok
mnie para Polaków, do drzwi podchodzi obsługa lotniska i mówi „Majland” chcąc wyłapać ludzi i zawieźć ich wprost do samolotu lecącego do Włoch, cisza, bez
odzewu. Ok. Drzwi się zamykają. Koleś obok mnie do towarzyszki „chyba nie
zdążymy na samolot do Milanu”, odpowiadam mu, że „Majland” to po niemiecku Milan. Wkurzył się. „Ech ten słowiański język” – odparł. No cóż. Tak bywa. My
lecimy. Gmach lotniska w Monachium robi wrażenie pod wieloma względami –
wielkie, przestronne, puste, białe!! (podłoga na El Prat w Barcelonie jest
ciemna, co mnie dobijało) i chyba najważniejsze – głos spikerki dobywający się
z głośników – miły, spokojny, uprzejmy. Pełen luz. Od razu mi lepiej. My z
marszu do gate`u – wszyscy już załadowani. Poczułem się jak rok temu, z
samolotu do samolotu, nie ma czasu na stres i myśli. Z marszu. Dobrze, że żonie wysłałem krótkiego sms`a. A330. Wchodząc mijamy pierwszą klasę,
dużo miejsca, za które warto zapłacić. No i znowu widziałem Airbusa A380, robi
wrażenie. Siedzę zaraz za kotarą oddzielającą 1 od 2 klasy. Obok mnie Amerykanin i Amerykanka.
-Hi
-Hi – odpowiada.
Gadka szmatka. Trzeba się z panem zaprzyjaźnić, w końcu 10h
będzie obok mnie siedział. Jest z Chicago Mówię, że ja do Minneapolis,
współczuje mi dodatkowego lotu. Pytam o Bulls, CM Punk, nie czai. Ale za to
wyczaił wolne miejsce i tam się przesiadł. Zostało: pani, pusto, ja. Koledzy z
pracy za mną. Jest dobrze. Do Chicago lecimy też Lufthansą, obsługa miła. Po
jakichś 2h lotu pani stewardessa szczypcami podaje szmatki, to są raczej chusteczki nasączone gorącą wodą, aby umyć ręce. Po czym wjeżdża ciepły posiłek.
Biorę strogonow, bo w sumie nie wiem co to takiego. Dobre. Jak nie jem czarnych
ciast, to zjadłem i było świetne. Dobre jedzenie. Obsługa bardzo miła.
Oglądałem na flightradar24 jaka jest trasa, nie mogłem się doczekać widoku Grenlandii. Gdy piszę te słowa, właśnie ją minęliśmy, na
zegarku 21.30 czasu polskiego, 14.30 czasu Chicago, a tu świta. Widok jest po prostu świetny. Wrażenie robią te góry/ pagórki lodowe no i te zatoki. Kto to
mówi ? Ten co się boi latać. Nie siedzę tym razem pod oknem, więc trzeba
chodzić. Dobry kolega zaprasza mnie na zwiedzanie samolotu. Połowa pustych
miejsc. Myślę, że żona byłaby dumna ze
mnie. Powtarza mi, że jak się będę bał, to nigdzie ze mną już nie poleci. Za
dużo do stracenia. 2h przed lądowaniem myjemy rączki, do wyboru pizza
wegetariańska albo kulki kiełbasiane biorę to drugie – naprawdę dobre.
Najlepsze jedzenie w samolocie jakie jadłem.
Chicago – wielkie lotnisko. Kontrola – poszło gładko i
sprawnie. Słyszałem różne opinie, że
mogą cofnąć, nie wpuścić. Byłem zmęczony, nawet nie wiem, która to była
kontrola. Pamiętam jedynie, że jedna z pań pytała nieco więcej, 4 pytania: po
co, na jak długo, gdzie mieszkam i co mam robić. Rzuciłem coś konkretnego
technicznego w stylu "PKP, KZK GOP, USB, GKS" i Pani nie miała więcej pytań. Bagaże trzeba odebrać po przywozie
do USA i następnie nadać je ponownie. Później do innego terminalu kolejką. Z
okna widać amerykańskie życie. Pierwsze co rzuca się w oczy to wielki parking,
chyba z 4 lub 5 poziomów, swoją wielkością przewyższający największe polskie
markety. Zła pogoda, na lotnisku czekamy dodatkowe 2 godziny. Wszystko większe,
nawet ludzie, a może przede wszystkim. Grają Lakersi z Celtami, super, oglądam
mecz. Nie myślę o locie, jestem tak zmęczony, że nie myśli się logicznie. Może to i dobrze.W końcu mamy boarding. Mimo że lot trwa godzinę do Minneapolis, samolot duży, na 200 osób. Miejsca na nogi
tyle, co w lufthansie w klasie biznes. Każdy ma monitorek i telewizję kablową.
Leci także w trakcie lotu. Szok ? Inny świat po prostu. Mnie to rozpraszało.
Lądowanie spokojne. Wypożyczenie samochodu, autostrada, hotel, spać. Ameryka.
Jestem bardzo dumna z Ciebie Kochanie!
OdpowiedzUsuń