było to w miniony weekend. Oj trudny czas. W sobotę 11.12 padłem. Nie pamiętam, kiedy tak byłem zmęczony. A może wypalony? z trudem przyszło mi chodzenie po domu. Większość dnia przeleżałem. Coraz częściej dostrzegam co robi ze mną praca w domu w takim tempie. Tu musi zajść zmiana. Niedziela była już lepsza, dużo lepsza. W ruch poszły - a jakże - audioprzewodniki. Na pierwszy ogień Gorzyce. Mała, niepozorna wioska z pałacem, który widzieliśmy kilka lat temu. Tym razem ponownie nie zachwycił, ale znamy już jego historię (historia hrabiego Von Arco). W drugim odcinku był Pszów. Pokopalniana miejscowość z byłą kopalnią Anna i kościołem na górce i skrzyżowaniu. Mimo mizernego otoczenia poczułem poprawę i zdrowia i nastroju. Na koniec Wodzisław. Nigdy tam nie byłem, pewnie gdyby nie audioprzewodniki i brak śniegu w górach - nadal bym tam nie był. Ładny rynek, spokojne miasto i smaczna Fanaberia. Cóż chcieć więcej dla skołatanej psychiki? Naładowałem wówczas akumulatory na spokojniejszy tydzień. I taki był. Ten weekend już świąteczny. Ryby kupione, mimo że mówią o ich brakach. Niedziela deszczowa, właśnie wróciliśmy z Gliwic z kawy. Jak zawsze warto. Plan na pierwszą Kaczawę już mamy i wiele kolejnych również. Zapowiada się świetny wyjazdowy styczeń i oby tak było.











Brak komentarzy:
Prześlij komentarz