9-ta rano po obfitym self-made śniadaniu ruszamy, o dziwo nie bolą nas nogi. Stobrawskie Lasy ciągną się nadal i jest pięknie. Kilka ludków zbiera jagody, a ich jest całe mnóstwo. Wczoraj doliczyliśmy się na całym odcinku 5 kolarzy. Dziś nie ma nikogo, w pierwszej fazie naszego etapu. Wyjazd ze Stobrawskich Lasów daje się odczuć, obok są zupełnie inne lasy. Już wiem, że w przyszłym roku wrócimy tu dwa razy, co najmniej. Lasy robią się coraz rzadsze, sporo jedziemy asfaltem, przez co średnią prędkości mamy większą. Żałuję, że nie wzięliśmy hamaków, idealna miejsca tu są i czas, by nieco odsapnąć na skraju lasu. Bardzo ładny odcinek rowerowy jest pod koniec dnia - od Krasiejowa do Fosowskie, szczególnie wzdłuż Małej Panwi. Tutaj rowerzystów jest już więcej. W Kolonowskie mamy nocleg, jemy obiad, pół kaczki znika szybko, później wstępujemy jeszcze na zimną kawę i do hotelu. Poziom obu naszych pokoi jest dramatyczny, a wybrałem te z wyższymi notami na bookingu. Brak herbat, poszarpane ręczniki, brud. W najmniejszej dziurze w Nowej Zelandii poziom bił na głowę to, co dostaję tu, przy podobnych cenach. Po 18-tej padam, leżę i piszę na bloga, na gorąco.
Mimo skromnego opisu, kolejny fajny etap rowerowy. Jak dobrze, że jutro urlop, namiastka emerytury i ostatni odcinek do Tarnowskich Gór.

















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz