po 11 godzinach snu wstałem rześki i gotowy do chodzenia. Pełny dzień na Kaczawie, jutro znowu będziemy tutaj. Co za uczucie. Zważywszy na nieciekawą pogodę, rezygnujemy z Lubomierza, na rzecz trasy, którą chcieliśmy przejść od dawna - dookoła Rzeszówka. Jak w zeszłym roku była powódź, z sentymentu śledziłem, co się dzieje na Kaczawie, czy i jak dotknięta jest wielką wodą. Wówczas wyczytałem o zbiorniku przeciwpowodziowym - o którym nie miałem pojęcia - leżącym między Rzeszówkiem a Świerzawą. Dziś mogliśmy go obejrzeć jadąc na start trasy. Parkujemy na początku single tracka. Nie chce się wierzyć, ale nie przejechaliśmy rowerem ani jednego single tracka tutaj. Jak to możliwe? Dzisiejszy dzień ma 2 oblicza, dość surowe na początku, kiedy idziemy na północ w stronę Gozdna, pola, surowe lasy, momentami szukanie ścieżki, które zawsze lubię. Druga część dnia, to Park Chełmy, a tu wiadomo, jest cudnie. W okolicach Gozdna duży zając. Mała bestia była tak odważna, że nie zważała na nasze kroki. Robi się cieplej, pojawili się rowerzyści na szlaku. Idziemy kawałek żółtym szlakiem - Wygasłych Wulkanów. Jednym z naszych "rowerowych wielkich szlemów" jest przejechanie tego szlaku latem. Kolejna Kaczawa się kroi. Druga ładniejsza część dnia zaczyna się po przekroczeniu drogi łączącej Rzeszówek z Kondratowem. Idziemy na górkę Oścień. Lubię takie miejsca, gdzie żyje tylko przyroda, a turystyka nie ma prawa istnieć. No i perełka dzisiejszego dnia, ale nie tylko, jedno z ładniejszych miejsc na Kaczawie - Dworska Góra i okoliczne łąki. Można dostrzec fragmenty Karkonoszy - Snieżkę, Śnieżne kotły i te nazwa są bardzo adekwatne do tego, co widzimy.
Tak minął dzień. Wieczór to obiad, książki, golf. Jak zawsze. Skończyłem pierwszy tom Kacpera Ryxa, czytam "Katedrę w Barcelonie" i słucham "Biografię Jezusa", legimi jest fantastyczne. Jutro kolejny dzień na Kaczawie, ale już widzimy, że plany musimy zrewidować, ma być zimno i deszczowo. Jednak nie ważne gdzie, ważne z kim!














Brak komentarzy:
Prześlij komentarz