w drugi dzień Świąt mieliśmy jechać, ale od lokalnego znachora, czyli ode mnie Pani dostała polecenie zostania w łóżku. Wykurowała się i w sobotę 28.12 pojechaliśmy do Bielska. Worek z wyjazdami się rozkręcił. Tak jak cały rok udany, tak końcówka - wyjazdowo. Tym razem do Bielska, tak jak chciałem od dawna - pociągiem. Polubiłem ostatnio tę formę transportu. Można świat pooglądać. A dwie przejażdżki pomogły nam pozbierać pomysły i na zimę i na lato. Trasy zapowiadają się wybornie. W Bielsku - jak zawsze cudownie. Pierwsze kroki to wiadomo, Akwarium, kawa, kanapa, tablet i odpływamy. Kultura mówienia szeptem nadal obowiązuje, lekki chill z głośników, kilka osób siedzi - jest magicznie. Później krzątanie wokół rynku w Bielsku, sporo osób, lokalne knajpki mają wzięcie. Coś mnie tchnęło pójść kawałek ulicą Sobieskiego na zachód. A tam kościół, ładnie świecą się witraże, wchodzimy. A tu koncert kolęd. Bardzo kameralny, jedna osoba gra na gitarze, druga śpiewa, słucha może kilkanaście osób. Jest pięknie. Kręcimy się wokół rynku i zmierzamy w stronę Białej. Z radością stwierdzam, że kamienicę na Schodowej wyremontowano. Jakże te dwie części miasta różnią od siebie. Po drugiej stronie rzeki cicho, spokojnie, na rynku przygotowują scenę na Sylwestra. Naszym drugim kierunkiem jest palarnia Grunt. Z zegarkiem w ręku idziemy w nieznaną nam część Bielska. Tuż przed 21 zamawiamy drugą kawę... Jak nie zdążymy na pociąg, to jest kolejny, a jak nie - to hotel. A co? Zdążyliśmy. Było pięknie!




















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz