drugi długi weekend i czwarty z rzędu weekend, kiedy nie wyjechaliśmy. No tak to bywa z pogodą. Jeseniki, Fatra i parę innych miejsc czeka i oby się doczekały. Co robić w tyle dni odpoczynku? Planować ekspedycję, to się dzieje, nabiera bardzo ciekawych kształtów. Wczoraj już nie wtrzymaliśmy, spojrzeliśmy na prognozy, jedyny rejon, gdzie miało nie padać to Katowice i okolice. No dobra, wytyczyliśmy trasę, znaleźliśmy kawiarnię w Chorzowie, ruszamy. Cóż mogę powiedzieć? kilka obserwacji mam. Katowice - miasto w ruinie. Patrząc jak duże to miasto, to procent terenu, który naprawdę jest zadbany, czyli okolice Nospru, to malutki wycinek całego miasta. Znaleźliśmy się na krańcach osiedla Witosa. Szkło, bród, ruina - dramat. Osiedle Tysiąclecia prezentuje się znacznie lepiej. Żeby nie było jak zwykle narzekania - dużą część trasy pokonaliśmy drogami rowerowymi, obok jezdni, co cieszy. Widać, że miasta zainwestowały w to. Szkoda, że nie inwestują w utrzymanie czystości, dbałość o trawniki, o zieleń, rzeczy, które w normalnych krajach są normą. Puste miasta, puste uliczki. Nawet w Parku Chorzowskim było mało ludzi, a wróciłem tam po wielu latach. Jakieś 30 minut przed końcem wycieczki dopadł nas deszcz. Na początku mżawka, a może zdążymy do restauracji wejść i przeczekać? postaliśmy pod drzewem i stwierdziliśmy - jedźmy dalej, jest wycieczka, jest przygoda. Jeszcze tak ubrudzony nie byłem. Paradoksalnie ten deszcz spowodował, że coś ciekawego działo się wczoraj. Uatrakcyjnił ten nasz czas spędzony razem w tych mało widowiskowych miejscach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz