jak ten czas leci. To było już 2 tygodnie temu. To pokazuje jak bardzo pochłonięty jestem innymi tematami. Nawet w miniony weekend. Nie dobrze. W przeddzień Kaczawy IV opisuję wspaniałą niedzielę 11.04. Ranek wita nas bezchmurnym niebem, jednak jest chłodno. Od dawna mieliśmy na uwadze Chrośnicę. Przejeżdżaliśmy wiele razy, ale w tamte zakątki nigdy się nie udaliśmy. Na mapie wypatrzyłem grodzisko, więc jest po co iść. Początek drogi przypomina mi do złudzenia Nową Zelandię. Soczysta zieleń, ślady krów i nie tylko, łąka ogrodzona drutem i nikogo dookoła. Pięknie. Przystanek robimy u podnóża górki Kopy. Łąki, brzózki i widok. Z jednej strony na Kaczawę, z drugiej na Izery i Karkonosze. Cudowne miejsce! Trzeba tam wracać. Później idziemy już nieco południowym zboczem, na którym przyświeca słońce, oj grzeje. Grodzisko... hmm trochę czasu minęło, od kiedy tu coś stało. Wybrzuszenie w ziemi i tyle. I na tym można by zakończyć cały opis. Świetna trasa na krótką niedzielę, później powrót i weekend wyciśnięty jak cytryna, na maksa. I oto chodzi. Wciąż wracamy na Kaczawę, jednak zanosi się na przerwę. Czas później na rower i kolejne ciekawe miejsca do odkrycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz