Ostatnio, jak jechaliśmy rowerami, przejeżdżaliśmy przez stare Bielsko, kamienice, uliczki - klimat bardzo specyficzny i mi odpowiadający. Zatem tam rozpoczęliśmy. Stary cmentarz ewangelicki, o którym nie miałem pojęcia, tu rower, tam otwarta brama, tam karmik... chodzenie. Widać spuściznę żydowską. W latach trzydziestych poprzedniego wieku ponad 20% ludności Bielska stanowili Żydzi. To widać po bogatych kamienicach chociażby. Kolejne zaskoczenie - miłe - to Park Słowackiego. Co?? Nie miałem pojęcia, że takie coś istnieje. A jednak, i tętni życiem. Lubię jak ludzie idą "na pole", książka w łapkę, siedzą, czytają... da się. Zamiast gapić się w ten durny telewizor. Ciemność ogarnęła Bielsko, czas na kawę. Najlepsza kawa w Bielsku ? Klub Akwarium. Jest klimat. Pusto tam. Później jakaś parka doszła. Siadamy przy oknie, widać ruch na ulicy 3-go Maja. Mnóstwo wspomnień mam z Bielskiem. Jeździłem często. Jeszcze jak w okolicy nie było dobrych sklepów, najlepsze ciuchy i zakupy robiliśmy właśnie w Bielsku. I to nie ciuchy. Do dziś pamiętam wyjazd do DH Klimczok po magnetowid Panasonic. To było święto. Tak, najlepsze rzeczy zawsze kupowałem w Bielsku. I tak pozostanie. Zatem kawa, ulica, długi czas naświetlania. iPad i pasemko górskie, które odkryliśmy całkiem niedawno - Góry Sanocko-Turczańskie. Przemyśl - Sanok - Ustrzyki Dolne. Oj oj jest gdzie chodzić, niskie dzikie góry... Tam gdzie nikt nie chodzi. Później Rynek w Bielsku. "Tu zaszła zmiana". I to jaka. Pięknieje. Podobny troszkę do rzeszowskiego, ale mniejszy. Mnóstwo ludzi. Mnóstwo knajpek. Kawa na niskim poziomie, ale jest miejsce do poprawy. No i Biała. Most, oświetlony, spajęczony, pusto. Wszystko inne. Sfera. Chcesz coś ? Nie. Idziemy dalej. Jest gorąco! Po 21 na zegarku. Puste miasto, ciepłe miasto. Pięknie. Wrócimy, jak będzie choinka. Nawet, jakbym miał przejść tę samą trasę.
Czwartek - Warszawa, szkolenie. nie brałem aparatu. A szkoda. Wschodnia. Spacer uliczkami o poranku. Nie tak dawno cieszyłem się, że kolano wyzdrowiało, że mogę chodzić. Stoję i czekam na windę. Podjeżdża wózek inwalidzki. Sam, bez opieki i popychacza. Mężczyzna z jedną ręką. Tylko z ręką. Tętni życiem... Daje do myślenia.
Ten weekend - leje. Przyszły weekend - ma lać, ALE odwiedzę zachodnich sąsiadów, Stuttgart kilka dni. Tym razem biorę aparat. A później to już Sudety i Góry Złote, na które czekam już z rok, i oby były złote.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz