I tak 22.11 pojechaliśmy do Pszczyny, na spacer i do Stajni Królewskich, była wystawa poświęcona żubrom. Ciekawe miejsce, zaglądamy tam kilka razy w roku. Na rynku knajpki w ludźmi w środku, to dobry objaw. Ze smutkiem przyjąłem fakt, że nie ma już Szatmfera. Często tam wpadaliśmy na burgera... nawet się zrymowało, ale nic w tym śmiesznego. Żal.
30.11 pojechaliśmy w Beskid Żywiecki, ale nie w góry. Ostatnimi laty coraz rzadziej tam jeździmy, bo góry przeszliśmy, bo dojazd fatalny, bo śmierdzi - smog jest nie do zniesienia. No ale mieliśmy kilka powodów. Odwiedziłem kuzyna, a po drodze wróciliśmy do audioprzewodników. Rychwałd - wiele razy przejeżdżałem, widziałem znaki, ale nie byłem, nie znałem. Od tego miejsca od bazyliki zaczęliśmy dzień. Później Łękawica, proszę bardzo. Nawet nie wiedziałem, że takie miejsce istnieje. A tu spacer z narracją w tle. Niby nic, ale jakie piękne wspomnienia. Później Żywiec rynek. Też audioprzewodnik wokół zamku. No i obiad... Restauracja Prawda i te żebra... wyborne. Wrócimy tam i chyba jeszcze w tym roku, znowu objedziemy kilka nowych wiosek.
Mamy takie postanowienie, że aby przetrwać ten ponury okres jesienny co tydzień w środku po pracy gdzieś idziemy pochodzić. Zwykle to był mój ukochany park, a w tę środę pojechaliśmy do Katowic, popatrzeć co tam się dzieje. Street photo session. Zamonotwałem Pentax 50mm i w drogę. Stoję pod wiaduktem, złapałem kadr i czekam, aż tu nagle ktoś pochodzi i mówi "oo a ja też tu przyszedłem", w ręku trzyma aparat... no proszę! i stoimy we dwójkę, czekamy aż ktoś przejdzie. Fajnie.
Po 2 miesiącach od powrotu z Pirenejów wyszedłem na prostą z blogiem, sporo to zajęło. Choinkę kupiliśmy wczoraj, lubię mieć jak najszybciej, by poczuć Święta.