Rano było pochmurno, Pani przeziębiona. Jemy słabiutkie śniadanie w Andorze. To są 4 gwiazdki ja się pytam? Wyjeżdżamy. Przejeżdżamy tunel… i zaczyna się coś, czego się nie spodziewałem. Sznur aut w stronę Andory z Francji. Sznur to mało powiedziane, setki! Jeśli nie ponad tysiąc. Myślę sobie, wojna tam wybuchła, czy co? Aut nie ma końca. Więcej, niż do Zakopanego we wszystkie weekendy. Perplexity mi podpowiada, że Francuzi jeżdżą na weekendy do Andory na zakupy, bo taniej, bo tańsze paliwo… ale jeśli ten tłum wjedzie do Andory, to tam nie będzie gdzie zaparkować, poza tym ileż można kupić, no i czas. Przy granicy jest jeszcze remont drogi i światła spowalniają ruch. Nonsens.
Jedziemy do Foix, ładne stare miasto z zamkiem górującym nad nim. Pani mówi - może jakaś mocche wypijemy? Taaa jasne. Bach, jest kawiarnia i jest moccha. Jakże inny przyjemny klimat niż w Andorze. Koniecznie myślimy, gdzie zjemy obiad. Auto musimy odstawić do 18.30. W Foix mamy 13-tą. Może jednak tutaj? Mijamy ciekawą knajpkę… idziemy jeszcze kupić sery i wracamy na obiad. Strzał w 10-tkę. Wyborne. Muszę to napisać, choć nie przeliczam jakoś - taniej niż w Polsce i to jak. Gdzieś słyszałem taki tekst - nie stać mnie na Zakopane, więc jadę w Alpy na narty. Sto procent prawdy. W Polsce na obiady wydałbym sporo więcej, nie mówiąc już o tym co jedliśmy, średnio co 3 dni był tu stek. Fajne to Foix, ciepło, ponad 20 stopni. Jedziemy do Tuluzy.
Ja w pełni skupiony na nawigacji. Nie ważne dla mnie jaki widok za oknem, gdzie lotnisko. Ruch spory. Dojechaliśmy do hotelu, wczekowanie i czas oddać nasze Volvo. Jedziemy na lotnisko. Zwykle zastanawiam się, czy nie za brudne auto, czy nie będą się czepiać… pani wzięła klucze, poklikała, mówi „merci”. Macie wykupione pełne ubezpieczenie, więc macie przywileje. Wszystko załatwione. No pięknie.
1800km, Pani cudownie radziła sobie, ani jednego wypadku drogowego nie widzieliśmy, nic. Wysoka kultura jazdy, jedynie w Andorze paru dzikusów. Cieszę się. Na dworze się rozlało, więc wchodzimy do hali lotniska… tu zaczyna się drugi rozdział w tym dniu. Patrzę… KLM z Amsterdamu odwołany. Czemu akurat ten jeden lot? Kilka innych opóźnionych. Hmm…. W hotelu sprawdziłem… najpierw informacja o strajku francuskich operatorów, a później sztorm na Morzu Północnym… no pięknie. Zaczynam monitorować co dzieje się na Schiphol. O 20.45 ma przylecieć samolot z Amsterdamu, a nim jutro o 6.30 odlecimy. Jeśli on nie przyleci… około 19-tej pojawiła się informacja, że będzie opóźniony odlot o godzinę z AMS. Teraz jest 21.53, pisze gate closed. Więc pasażerowie siedzą grzecznie w samolocie i zaraz odlot. Pora iść spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz