Jeszcze wczoraj wieczorem Pani mówiła, że boli ją gardło. Dziś rano nadal to trwało. Nie dobrze, moja choroba tutaj też od tego się zaczęła. Nigdzie indziej nie chorowaliśmy jak tutaj. Podejrzewam, że winna jest inna dieta, powietrze, ciśnienie, w wyniku czego osłabienie organizm, no i wszędzie sporo ludzi, nawet na szlakach, mimo że wybieramy - jak mi się wydaje - te niszowe. No nic, wyleczymy to. Śniadanie wreszcie bardzo dobre. Pani za ladą pyta co chcemy jeść. Jak pyta, to mniemam, że nie chce dać za dużo. Bufetu nie ma, skoro tylko 3 pokoje zajęte. Pyta o jajecznicę, bierzemy, ale ja dopytuję o bekon, ser - są. Super. Pani zachciało się dżemu. Poszedłem poprosić, ale że dżem podobny jest do „hem”, dostaliśmy 4 kawałki dobrej szynki. Pojedzone. Nowa Zelandia nas nie opuszcza. Dopiero po którymś przejeździe windą zorientowałem się, że na monitorku wewnątrz jest zdjęcie Wanaka Tree. Ale czad! Pani mówi - nie mają swoich widoków? No nie? Myślę sobie - zrobię zdjęcie, to wrzucę na bloga. Wyjąłem telefon, pstryk i dosłownie sekundę później ekran wygasł, jakby się aplikacja zawiesiła…
Startujemy dziś z parkingu La Besurta. Ciekawy krajobraz - mnóstwo wielkich głazów, pośród nich krokus i gdzieniegdzie drzewa iglaste. Szczęka opada na polanie Aigualluts… ładnie. Idziemy dalej wyżej pod jezioro Coll de Toro. Też cudnie. Tu już mniej ludzi. Siadamy, jemy, pijemy… Ładne tereny oglądamy. Kolana u mnie dobrze, choć nie ufam im nadal i dalej chodzę po kamieniach bardzo ostrożnie. Pani z bólem gardła. Po zejściu na polanę idziemy w górę na schronisko Renclusa. Nie sądziłem, że tak stromo tutaj. Na schronisku biorę herbatę i Nesquik. Dostaję gorące mleko i mam sobie nasypać proszku. Sypię… pani zza lady patrzy jak to robię i mi mówi, żebym sypał więcej… niesamowite. Napoiliśmy się i do auta. Piękna trasa. Jedziemy na kawę, a tam ta sama para turystów seniorów jak wczoraj. W końcu pan mnie zagadał, no i się zaczęła pogawędka. Hiszpanie by tak nie zrobili, Polacy, Niemcy też nie. Są z Anglii i tak chwilę pogadaliśmy o górach. Później apteka, leki na gardło, obiad, a podczas niego początek meczu ligi mistrzów. Real gra z drużyną z Kazachstanu… 350km od Chin, na wysokości Indii. Europejska liga…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz