Kolejna przerwa w Laingsburg. Miałem 2 miejsca upatrzone na mapie. Pierwsze to pole golfowe na północy miasteczka. Pola nie ma, chyba było, bo jakiś znak ze słowem golf widziałem. Jest trawa do gry w bule. Poszliśmy kawałek się przejść, oj ciężki klimat. Mam wrażenie, że sporo tu osób z korzeniami arabskimi, nikt na ulicy nie pozdrowi Cię. Drugie miejsce to ulica o ciekawej nazwie „Uranus Street”, po drugiej stronie miasta. Jedziemy. Tam już nie zdecydowałem się wyjść z auta. Ba, jak tylko przez szybę wyciągnąłem telefon, by nagrać jak żyją lokalsi, zaraz go schowałem. Przy uliczce kilkanaście młodych mężczyzn, coś piją, coś wdychają, dwóch leży na chodniku. Jak nas zobaczyli, jeden zaczął wymachiwać, na szczęście żadna cegła nie poleciała. Zrobiłem trochę zdjęć i spadamy stąd. Przeskok z Prince Albert do Laingsburg ogromny.
Drugi przystanek mieliśmy zaplanowany w Matijesontein. Jest tam hotel Lord Milner. Na stacji stoi pociąg, nowy, długi, wygląda jak Orient Express. To pociąg firmy Rovos, z Pretorii do Kapsztadu. Ceny i poziom wagonów są imponujące, mimo to turyści buszują po lokalnej kawiarni. Wypiliśmy kawę i w drogę.
Ruch na N1 jest umiarkowany. Dwa kadry zostają w mojej pamięci. Leżący człowiek przy drodze twarzą do ziemi, mam nadzieję, że spał. To nie częsty widok na autostradzie, nawet w RPA. Drugi widok, to ośnieżone szczyty Matroosberg. Góra ma ponad 2000 metrów, a my jedziemy w upale 34 stopni, dokoła winnice.
Robertson - to miasto nie podoba mi się od samego początku, tak mam. Widzę dziwnych ludzi chodzących po ulicy, głośną restaurację, niemiły widok. Pani właścicielka willi też dziwna, nie pasuje mi do kultury tych ludzi, którzy nas gościli do tej pory. Jemy obiad rzutem na taśmę w „4 cousins”. Przyszedł mi do głowy pomysł, by podjechać na początek jutrzejszego szlaku i zobaczyć jak jest, by nie stresować się rano. I dobrze zrobiliśmy. Pierwsza próba dojazdu - przez blaszane domy. Spadamy. Ludzie chodzą zygzakiem, wielu z nich coś pali, co wygląda jak papieros, a nim nie jest. Druga próba inną droga - nie gra nam to. Już miałem prosić właścicielkę o podwóz, ale sprawdziliśmy trzecią drogę. Dobry równy szuter, jest naprawdę dobrze. Wiemy, gdzie zaparkujemy. Powrót do villi też nie łatwy, wielu odurzonych lub pijanych czarnoskórych ludzi na ulicy. Takiego widoku jeszcze tu nie mieliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz