Od teraz już tylko pod górę. I co gorsza - przez wysokie krzewy. Idę starając się patrzeć pod nogi, bo a nóż jakaś żmija… co 100 metrów pijemy. Po krzakach zaczyna się sielanka, trawers, zakosy, niemal jak na Fatrze. Szybko mijamy kolejne metry, jest ciepło. Po 15-tej wchodzimy na szczyt Dassieshoek 1698m. Tam chwila przerwy, zdjęcia, film i do chaty. Dręczy mnie myśl - a co jak chata nie będzie otwarta? Eee tam. Jakieś 30 minut do chaty, ładnie położnej, za górką. Gdzieś wyczytałem, że to najładniejsza chata w RPA. No zobaczymy. Jest chata, padam z nóg. Jest otwarta i jest nieco brudno. Spałem już w wielu chatach, więc coś tam już widziałem. Nie ma nikogo.
Rutyna chatowa - najpierw woda i herbata, później obiad. W chacie Arangieskop Hut jest woda zimna i ciepła. Jest kominek, światło z baterii słonecznych, nawet prymitywna kabina prysznicowa. Idziemy na piętro, są 3 pokoje, wybieramy środkowy. Warunki dość surowe, ale są materace. Kładę tam plecak, idziemy na parter jeść. Nagle spostrzegam mysz… aha, będzie wesoło. Wcześniej w chatach nie miałem do czynienia z tymi stworzeniami. Do mojego plecaka na górze też się dobrała. Słyszałem jakieś skrobanie, myślałem, że to deski pod nogami. Ruszam plecakiem, a ta bestia ucieka. Przegryzła dziurę i dobrała się do worka z orzechami i naszym śniadaniem na jutro. Pani w swoim żywiole - zabezpieczamy co się da. Zapada zmrok, jest 19. Jedzenie gromadzimy w jednym worku, znajdujemy gwóźdź w dachowej belce, mam zawsze ze sobą sznury, więc wieszamy jedzenie. Spryskałem podłogi pokoju mugga, może pomoże. Po lekkim odświeżeniu kładziemy się. Pani chce czytać książkę, mnie się nic nie chce, trochę poczytałem „Żar” Rosiaka, jak dojechałem do Zimbabwe, powiedziałem sobie, że o tyranach w tym miejscu nie będę czytał. Modlę się. Mam obawy przed nocą, myślę - a co będzie, jak ktoś tutaj wparzy? Nóż mam przy sobie, ale ryzyko jest. Jesteśmy na sporym odludziu. Biorę pigułkę na sen, pół porcji. Nie umiem usnąć, Pani czyta „Mentalistę”. Usnąłem. O północy zbudziła mnie naturalna potrzeba. Pytam Panią, czy śpi, niemal natychmiast odpowiada. Idziemy na dół razem. Później męczę się, budzę się o 2, później o 3, budzik zadzwoni o 5.40. Wieje wiatr, rusza blachą na dachu, rusza deskami. Ktoś idzie? Myszy idą? O której myszy idą spać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz