deszczowy weekend, kolejny. Co robić, gdzie jechać? Jeseniki, Fatra... idą burze, nie ma sensu się pchać. W sobotę do południa szedł front, oczy na radarach pogodowych i decyzja - zostajemy w sobotę w domu. Plecaki do szafy, rozpakowujemy się. Co jutro? Korciło mnie przejechać Liswarciański Szlak Rowerowy. Liswarta, to też kajaki, to też lubimy. Ale rowery. Niedziela rano, boli mnie głowa, alergia, osłabienie, covid? a może wypalenie? nie mam pojęcia, lecz ciężki poranek. Dojeżdżamy do Woźników. Skończyliśmy słuchać Dziady z Szuflady. Podjeżdżamy do centrum, bankomat. Zaraz zaraz, myśmy tu byli dawno temu. Liczę na to, że zobaczymy nowe. W Woźnikach zaczyna się ten szlak rowery i szybko zostaję sprowadzony na ziemię do ponurej rzeczywistości - ani słychu ani dychu o szlaku rowerowym. Gdybym nie wypatrzył na mapie, to na miejscu nawet się nie dowiem, że coś takiego jest. Początek pod górę, a ja strasznie słaby jestem. Przegapiłem zjazd, no bo znaków albo nie ma, albo sa dobrze ukryte, auta jeżdżą i muszę patrzeć na to, co się dzieje dookoła mnie, a nie gapić się w telefon. Gdzie ta rzeka? Za Babienicą na mapie widnieje informacja o źródle Liswarty. Patrzę - pole. Wjeżdżamy, bo nawet się da. Szukam i nic. Nagle dostrzegam mały niepozorny rów, w nim gęściejsze rośliny, wody nie widzę. Docieram do miejsca, gdzie rów się zaczyna, to tutaj. Niby nic, a jednak ciekawe uczucie, znaleźć źródło rzeki. W mojej głowie kwitnie iście filozoficzna myśl - o wielkości rzeki nie świadczy wielkość jej źródła, ale wielkość dopływów. Ale wymyśliłem, można to przyłożyć to różnych sfer życia. Jedziemy kolejno przez wioski, jest pusto, cicho, przyjemnie. Pola przypominają północ Polski, trochę Podlasie, trochę Bory. W Lisowie decydujemy powoli zakręcać, jest tam parking, restauracja - tutaj zaczniemy drugą część zwiedzania tego szlaku. Czy coś mnie w tej trasie zachwyciło? Ładny kawałek między Kochanowicami a Droniowicami, las, pola, trochę zdjęć zrobiłem. Obiad jemy w Boronowie. I taka sytuacja - zamawiamy obiad, kelnerka pyta się, co do picia, dziękujemy, po czym dodaje, że Pani ze swoim zamówieniu ma kompot. Fajnie, ja dziękuję za picie, żartując, że wypiję od Pani kompot. Minutę później kelnerka przynosi 2 szklanki zimnego kompotu, także dla mnie. Jak miło. Przypomina mi się sytuacja sprzed tygodnia, gdzie na WTR nie można było płacić kartą i nawet nikt nie pomyślał, że dla głodnego klienta można jakiś "ukłon" zrobić.
Zastanawialiśmy się, jaka ta trasa była. 5/10. Bez szału, nie ma sensu jej powtarzać, czy wracać w te rejony, ale cały szlak rowerowy - warto przejechać.
.
W ten weekend musiałem zostać w domu, kończy się ważny projekt i jest praca do zrobienia. I co? pogoda w pełni. Tak bywa. Dziś ruszył tour de France! to dla mnie co roku wielkie wydarzenie i 3 tygodniowe śledzenie poczynań kolarzy, a jest co - Piemont, Apeniny, Alpy, Pireneje... tereny, które coraz bardziej mnie interesują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz