Zaczyna się najważniejszy moment dnia, a może i nie tylko - sporo ludzi siedzi na dworze na ławkach, wybieram jedną pustą przy skarpie. Pani wjeżdża za mną i wskazuje na małą boczną ławkę za murem schroniska. Zgadzam się. Stawiamy obok rowery. Pani siada, ja idę do środka, może uda się zamówić herbatę. Wszystko pamiętam doskonale, a minął już tydzień od tej chwili. Jak wszedłem, tak wyszedłem - ponad 20 osób w kolejce, nie ma sensu tyle stać. Podchodzę do ławki. Kątem oka widzę co dzieje się obok nas, 2 mężczyzn przyprowadziło wózek inwalidzki ze starszą panią, pomagają jej wstać, idą w naszą stronę. Jeden z nich prosi, bym przesunął nieco rowery, by ułatwiły dojście do ławki starszej pani. Widzę, że to przewodnik PTTK. Przy naszym stoliku były 2 ławki, by zajmowaliśmy jedną. Ale oni - z jakiegoś nieznanego mi powodu podeszli do naszego stolika i usadzają panią na przeciwko nas. Być może dlatego, że obok na murze było gniazdko elektryczne i chcieli podładować wózek. Gdybania. Pani siada, prosi opiekunów o zdjęcie, my wyciągamy nasz prowiant, napoje, jesteśmy gigantycznie zmęczeni. Opiekunowie gdzieś się oddalili, jesteśmy sam na sam z panią. Patrzy na nas ciekawym wzrokiem. Ja jestem introwertyk z aspiracjami, w Polsce - nie ma szans, nie zagadam, chyba, że trzeba pomóc, coś zrobić, to wiadomo. 1500m przewyższenia w nogach. Padam. Jak piszę, to mnie ciarki przechodzą. Ta pani zaczyna rozmowę..., pamiętam chyba każde słowo. Rozmowa? nie, to był niemal monolog. Nie dlatego, że jestem introwertykiem. Ja nie mogłem słowa wypowiedzieć. Wypowiedź zaczyna się tak:
- w 1980 roku miałam wypadek...
Kolejnym zdaniom na przemian towarzyszyły jej śmiech i szkliste oczy. Opowiedziała nam historię swojego życia. Bardzo bolesną historię usianą chorobami, dramatami i nie do opisania gigantyczną wręcz miłością do życia, pasją i ochotą poznawania świata. Nie wiele powiedziałem, bo sam miałem łzy na końcu oczu. Moja pasja do życia opisana na tym blogu, to nawet nie jest 1% tego, co usłyszeliśmy.
- zawsze byłam otoczona wspaniałymi ludźmi - pamiętam jej słowa bardzo wyraźnie. Podobnie jak nasze pożegnanie - dbajcie o siebie, kochajcie się.
Nasze spotkanie trwało może 20 minut, jak wstałem z ławki - nie czułem zmęczenia, byłem jak nowonarodzony na ciele i na duchu. Rekolekcje życia, nie znajduję innego opisu tego, czego doświadczyliśmy. Nie jestem w stanie i nie chcę szukać innych słów na opisanie tej pani, jej życia i wpływu, jaki na mnie wywarła przez ten krótki czas wspólnego pobytu.
Mieliśmy kilka niezwykłych spotkań w górach, z niezwykłymi ludźmi. Choćby aniołowie z Tasmanii, jednakże TO spotkanie było bardzo bardzo głębokie.
Tutaj postanowię zakończyć opis, nie ma sensu opisywać dalszej części podróży, zjazdu, końcówki dnia. W głowie miałem sam nie wiem co, odrodzenie - to najlepsze określenie. Niezwykły dzień, cudowny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz