środa, 21 lutego 2024

NZ III - Dzień 26 - 23.11 - z domu do domu

Ostatnia noc w Nowej Zelandii minęła spokojnie, mamy fantastyczny apartament w Millbrooke. Zawsze bierzemy nieco lepszy standard po przylocie i przed powrotem. Większość rzeczy spakowana, rozdzielona. Pobudka o 6, pada deszcz, ale słońce jakby chciało się przebić. Za oknem na trawie gonią się króliki, typowy widok. Obfite śniadanie, aby nas solidnie trzymało. Krótko po 8 wyjeżdżamy do Frankton, tam oddamy samochód do wypożyczalni. Świetnie się spisała Corolla. Zrobiliśmy ponad 2000km. Mamy tam blisko, kilkanaście minut drogi. Ech… to będzie długi i sentymentalny dzień. Nie chcę pisać, że smutny, przecież wracamy do domu po wspaniałej ekspedycji. Do najbliższych. Rok temu wylatywaliśmy z Hobart, czy wtedy myślałem, że rok później będę w Nowej Zelandii? Skąd. To byłoby zbyt śmiałe.

8.45 - oddajemy samochód, wszystko idzie gładko. Pani z wypożyczalni już stała na zewnątrz, oględziny z telefonem, mają specjalną aplikację do rejestracji i wyszukiwania szkód. U nas wszystko idealnie, nawet go wczoraj nieco przetarłem szmatką, mimo że podczas wypożyczania usłyszeliśmy, że mycie mamy w cenie i nie musimy nic robić, tylko zabrać swoje śmieci. Firma oferuje także podwózkę ma lotnisko - 5 minut drogi, bo nie mają swoich biur na terenie lotniska. Wczoraj próbowałem się onboardingować na stronie Qantas, nie dało się i nawet nie wiem dlaczego, informacja była bardzo ogólna, na Emiratach też się nie dało, bo pierwszy lot Qantasem. No więc przyszła pora na check in, okienka Qantasa nie ma, są automaty. Nie ufam im i wolę porozmawiać z człowiekiem. Skanujemy paszporty - check in nie możliwy, potrzebna asysta. Idę do informacji, mówią, że 3 godziny przed lotem ktoś się pojawi. Lot o 13.50. Siedzimy w niewielkiej hali, patrzymy jak ludzie chodzą, przechodzą, sporo ludzi z kijami golfowymi wylatuje z Queenstown. Pani potrafi się skupić i czytać książkę, ja nie. Chodzę, choć za bardzo nie ma gdzie, bo małe lotnisko. Towarzyszy mi żal z odlotu z tego pięknego kraju i lekki niepokój, jak to przed lotami. Na początku ekspedycji jest nieco łatwiej, bo lekki niepokój jest, ale żalu nie ma, jest ekscytacja. Dzwonimy do Rodziców, ostrzegają przed chłodem w Polsce, -5 w nocy. A my tu plus 20. 

10.50 - od 20 minut stoimy przy stoisku Qantas, licząc, że z kimś pogadamy. A tu proszę jaka niespodzianka, pani z Qantas mówi - proszę skanuj paszport i wyklikaj sobie boarding passy. No dobra, ale robiłem to godzinę temu i pisało, że niemożliwe. Teraz magicznie zadziałało. Cały proces potrwał 3 minuty, dostaliśmy passy do Warszawy, mogliśmy sprawdzić nasze miejsca, nie ma przy oknie co prawda, ale jesteśmy obok siebie i przy korytarzu (isle seats). Dobra, teraz trzeba nadać bagaż. Nie ma nikogo przy wadze, jest napis Bags Drop i trzeba sobie radzić samemu. Nie cierpię automatów, nie oznacza także, że jestem jakiś tępy, zwykle coś tam nie działa. Kładę walizkę na wadze, ma 25kg, to już wiemy (bilet mi umożliwia 30kg), informacja na ekranie mówi, że mam przykleić naklejkę „heavy”, naklejka wyszła, przyklejam, dostaję komunikat - nie widzę naklejki. Walizka ciężka, waga wąska, co mam robić? Przesuwam, nic. Zobaczył to asystent Qantas, wygenerował drugą naklejkę i dalej nic. Po chwili mówi - ja wam to zrobię manualnie. Działa? Działa. Qantas widzę szuka oszczędności, ale idzie tak średnio, w okienkach Air New Zealand obok normalnie pracują ludzie, naklejają i odbierają walizki. No cóż. Bagaże nadane do Warszawy. Mamy 3 godziny zapasu. Idziemy na lepsze sofy. Nadal nie potrafię się skupić i czytać, ale daleko mi do stresu. Myśli uciekają, przypominam sobie wszystko to, co przeżyliśmy tutaj przez ten niecały miesiąc. Poszedłem do kiosku obejrzeć gazetki, z przyjemnością wziąłem do ręki Wilderness, kultowa gazeta, pooglądałem design mieszkań (taka przyjemna choroba po odwiedzinach wielu galerii tutaj). Odkryłem także stand z darmowymi kartami sim providera OneNZ. Nikt mi o tym nie powiedział po przylocie, zapłaciłem kilka dolarów za to, a teraz proszę - bierzesz jak ulotki, masz tam numer, w drugim kroku po włożeniu do telefonu wstukujemy numer i zasilasz. Proste. 

12.00 - kontrola. Żadnych problemów, z uśmiechem moim i urzędników. Pani sprawdzająca paszporty w stylu kiwi zagadała gdzie lecimy, jak było, czy robiliśmy hiking itd. Wspaniałe. Już widzę te ponure twarze urzędników na Okęciu. Kolejne półtorej godziny siedzimy przy gate, znowu rozmyślania, wspomnienia, patrzę na grzbiet Remarkables. Przyleciał nasz Qantas z Melbourne, tankują, pakują bagaże, widzimy nasze dwie walizki Zdjęcia —— W końcu odkryłem, gdzie jest lounge na Frankton. Sklepów mało, ale zdążyliśmy obskoczyć półkę z zapachami, nic nowego, potwierdzam tylko wybór z Okęcia. 

13.50 - wchodzimy do samolotu, ostatni krok na nowozelandzkiej ziemi z przytupem i za moment odlot. Pani mówi wskazując na drogę prowadząca do Kingston - że mocno tam pada, ciemne chmury. Patrzymy w drugą stronę - pole golfowe, grają. Tak, jak grali, gdy lądowaliśmy. Pięknie. Start - już podczas rozpędu zaczęło rzucać, mocno i ostro do góry oderwał maszynę, a to przecież mały samolot 737-800, aż wcisnęło mocno w fotel i później jak nie bujało! Już nie pamiętam, kiedy tak rzucało. No, ale musieliśmy się przebić przez chmury. Pani stanęła na posterunku, a raczej siedziała obok i pomagała mi przeżyć trudne chwile. Rzut oka przez okno - duże place budowy, powstające nowe miasteczka, dzielnice na miejscu prawdopodobnie pastwisk. Rozbudowuje się Queenstown i okolice. Po jakichś 10 minutach byliśmy nad chmurami, ostatnie spojrzenie na zielone łąki przez szparę w chmurach. Żegnaj Nowa Zelandio! Do zobaczenia! Ruszyliśmy z pół godzinnym opóźnieniem, to dobrze dla nas - w Melbourne tym razem nie ma żadnej akcji specjalnej do wykonania, jak rok temu z biletem do Hobart, plan jest taki, by wypić kawę, pooglądać elektronikę i nacieszyć się widokiem Australijczyków - czyli wesołych ludzi w kapeluszach i sztybletach. W Melbourne mamy planowo 7 godzin przerwy, sądziliśmy w Polsce, że wyskoczymy na miasto, ale nie chcę ryzykować, mało czasu na przejazd busem, spacer, kawę itp. Innym razem. Lot leci szybko, mam swoje modlitwy, później zaserwowali lunch - genialna wołowina, jeden z lepszych posiłków, jakie jadłem w samolocie, później piszę te słowa odtwarzając w pamięci wydarzenia od przebudzenia. Mam zamiar obejrzeć zaległy i stary wrestling, więc pora zacząć. Do lądowania mamy godzinę. Lądowanie było ok, ciekawe widoki za oknem - surowe tereny, mało zieleni, downtown. Przy oknie siedzi mężczyzna w naszym wieku, czyta książkę o Fatimie. Może to ksiądz? Hmm bez koloratki. Jakoś tak w okolicach lądowania zagadał Panią - czy odmawialiście różaniec podczas lotu? Tak. A byliście w Fatimie? I pokazuje książkę. Nie. I tak się zaczęło od słowa do słowa. Jest księdzem dwa lata, kształcił się w Rzymie, pracuje w Melbourne, a był w Nowej Zelandii na ślubie siostrzeńca. Jak będziemy w Melbourne, mamy wpaść do niego. Wstajemy do wyjścia z samolotu, szturcha mnie i podaje obrazek ze swoich święceń. 
- módl się za mnie - prosi 
- will do - odpowiadam

Idziemy rękawem, coś mi mówi - weź od niego maila. Pytam Panią, choć nie wiem po co, czy brać maila, weź. Alexander, bo tak ma na imię idzie za mną, zagaduję, po chwili mam jego mail i obiecuję, że napiszę. Znamy się od może 10 minut, 3 godziny siedzieliśmy obok siebie w milczeniu nie wiedząc o sobie nic. Nie ma przypadku, a podróże to właśnie rozmowy i spotkani ludzie, rzadko się zdarza, że mamy do siebie mail. Tym razem było inaczej. Krzątamy się terminalu, szukam elektroniki, jak przed laty. Nic z tego, nie ma ani jednego sklepu z telefonami, tabletami, laptopami… szkoda. Mamy 4 godziny do boardingu, siedzimy dokładnie w tym samym gate, co rok temu! Równie pusty, równie my smutni, bo wracający z ekspedycji. Jakiś chłopak dorwał się do fortepianu, który stał w terminalu, grał jak oszalały 2 godziny, ładnie grał i wcale go to nie męczyło. Nasze miejsce w Melbourne na lotnisku - gate 15b, cały czas stał pusty i miał krzesła bez oparć, więc można było się położyć. Cieszą świąteczne akcenty, choinki, bombki, tego mi brakuje na lotniskach. Lotnisko w Melbourne zrobiło na mnie świetne wrażenie, duże, puste, przestrzenne. Tam nic się nie działo, a jednocześnie można było zjeść i odpocząć. Te słowa piszę już godzinę przed lądowaniem w Warszawie. 

Lot z Melbourne do Dubaju był spokojny, poza drobnymi turbulencjami nad Adelajdą. Żadnych dodatkowych przygód, trudnych sąsiadów, czy coś w tym stylu. W okolicach Perth usnąłem, łącznie spałem jakieś 4-5 godzin na 14 godzin loty. Bez tabletki na sen - to całkiem niezły wynik. 

Dubaj - 2 godziny przerwy, idealna przerwa. Toaleta, przejście po sklepach, szukam elektroniki - no i w końcu znajduję jakiś sklepik. Zainteresowałem się iPhonami, bo planuję zakup dla Pani. Słyszałem o historiach, że tu w Dubaju jest taniej, ale tego nie widziałem. Dziś Black Friday! Średnio 20% taniej, niż w Polsce, rozważałem przez moment zakup, ale mam ciekawsze rzeczy do kupienia. Skoro o pieniądzach - kawa tu jest jedna z najdroższych, jakie widziałem na świecie. W Dubaju sprawdziliśmy jak się mają i gdzie są nasze bagaże. Ponoć lecą z nami dalej. Ostatni lot, Emiratami do Warszawy. Szok kulturowy, bo lecimy z 300-ona Polakami? Niekoniecznie. Jakże inna ekipa leci, niż miesiąc temu. Kulturka, choć nie są to weseli ludzie w kapeluszach i sztybletach, ale nic się takiego nie dzieje. Stewardesa w samolocie, zanim ten wystartował, informuje - jest zakaz spożywania swoich alkoholi. Dobre! Nigdzie indziej nie słyszałem takich ostrzeżeń. Nie bez powodu o tym mówią. Od domu do domu - 45 godzin. Tak bywa.

To był absolutnie cudowny i topowy wypad, piękne chwile, jakie zapamiętamy do końca życia. Powrót do Queenstown, Greenstone, Mt Alaska, muzyka w pubie, odkryta Wanaka na nowo i całe mnóstwo wrażeń. Tam trzeba wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (131) Babia Góra (4) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (96) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (21) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Boże Narodzenie (13) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (1) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (11) Czechy (55) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (4) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (29) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (7) Jura Krakowsko-częstochowska (6) kajaki (4) Karkonosze (3) Katowice (14) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (3) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (11) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (6) Magura Spiska (2) makro (29) Mała Fatra (15) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (6) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (16) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (4) Pogórze Kaczawskie (69) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (20) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (10) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (127) Roztocze (6) różne (164) RPA (44) Ruda Śląska (2) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (31) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (51) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (21) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Śląsk (31) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (4) Tasmania (81) Tatry (37) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (11) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (5) WTR (2) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żywiec (2)

Archiwum bloga