- będziecie biwakować?
- nie, idziemy na jeden dzień - odpowiadam
- a skąd jesteście?
- z Polski
- a Ty? - nauczyłem się tutaj pytać, nie tylko odpowiadać
- z Christchurch
- ooo piękne miejsce, byłem tam
- piękne - odpowiada z zachwytem, szczególnie zimą
- eee nie lubimy zimy, dlatego tu jesteśmy, bo w Polsce zima idzie
- jak długo tu jesteście?
- miesiąc, za 3 dni wyjeżdżamy.
Dodatkowo pytam - będziesz tu biwakować?
- Tak, może 3 dni, a może dłużej, zobaczymy…
To ostatnie zdanie wypowiedział z wyjątkową zadumą. Być tu, nie liczyć dni, nie liczyć czasu. Miał coś w sobie ten pan i ta rozmowa. Kilkaset metrów dalej znajdujemy karimatę, którą on niósł. Widocznie zgubił. Pani mówi spontanicznie, by podać ją mijanym przed chwilą dziewczynom, by mu ją podały. Biorę i biegnę przez krzewy do parki dziewczyn wołając z daleka. Jedna z nich się zatrzymała i wzięła karimatę. Mam nadzieję, że teraz śpi wygodnie, jak to piszę leżę w swoim łóżku (jest 22.45).
Szliśmy przez las wolno, ostrożnie nadal kontemplując to, co zastaliśmy. Pani pierwotnie namawiała mnie, by jutro iść na Glacier Burn Track, ale patrząc na nasze zmęczenie i przemoczone buty - stwierdziliśmy zgodnie, że ta wyprawa w góry będzie ostatnią na NZIII. Pożegnanie z górami Nowej Zelandii? Teraz, już? Za godzinę? Nie będzie już śpiewu ptaków, których nigdy dość, błota, drzew, zapachów? Przecież się jeszcze tym nie nasyciłem. Nigdy się nie nasycę. Ale dotarło do mnie, że to na ten wyjazd koniec gór. Przypomniał mi się ostatni dzień Overland, kiedy mocno się wzruszyłem z 20kg na plecach, oj ruszyło mnie. Dziś mniej, ale dało do myślenia - to już koniec na teraz… Ale było… ale przeszliśmy kawał dróg, tak z głowy będzie ze 200km. Nie można narzekać. Buty i skarpety - rewelacyjne, ani jednego odcisku (Bridgedale i Zamberlan). W aucie przyszła optymistyczna myśl - coś się kończy, aby można było planować nowe. Głowa do góry! Pocieszyło mnie. 5 dni w Kinloch to strzał w dziesiątkę, w takim miejscu mieszkać i mieć te wszystkie trasy na wyciągnięcie ręki. Jeszcze bardziej pokochałem ten zakątek świata - Queenstown, Glenorchy, Paradise, Kinloch. Światowe top.
Jest 22.50, leżymy w pokoju, Pani czyta książki, ja piszę te słowa, jazzowe christmasowe utwory umilają nam wieczór, popijamy czekoladę, bobik wyzdrowiał. Mimo rozstania z górami, czuję optymizm i nadzieję, cudnie. Jutro Powolny Objazd Wakapitu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz