Mijamy Athol, jakże miłe miejsce, oj zapamiętam je na długo. Drugi przystanek to Garston, przy drodze wypatrzyliśmy sklep z miodami. Jesteśmy mile zaskoczeni, bo oprócz miodów jest sporej wielkości sklep z wyposażeniem wnętrz. Cieszy się to tutaj sporą popularnością. Trochę wysokiej jakości antyków, trochę rzeczy nowych zrobionych na stare, lecz ładne. Kupujemy miód manuka, choć Pani nie szaleje, jak rok temu na Tasmanii. Patrzymy na wskaźnik mgo, im większy, tym więcej miodu w miodzie, no i cena szybuje. Obsługuje nas starsza pani z wyraźnym francuskim akcentem. Dwa razy powtarza - spakujcie miód do dużej walizki, którą nadacie, nie bierzcie miodu na pokład. Wiemy wiemy, 12 lat temu tak zrobiliśmy i Pani do dziś nie może odżałować 2 miodów, które nam zabrano. Nawiasem mówiąc - jeszcze mamy spore zapasy miodu z Tasmanii, zostało coś z miodu z Albanii i nie jestem pewien, czy coś z Rwandy mamy. Tak to już z nami jest.
Jedziemy na północ do Queenstown, a dokładnie do jeziora Moke. Nie znaliśmy tego 12 lat temu, teraz to wysoko było na naszej liście. Po drodze są kosmiczne widoki, ciepło, błękitne niebo, a na nim chmurki dodające zdjęciom uroku. Stajemy raz po raz, jak tylko pojawi się wjazd na rancho, aby robić zdjęcia. W Queenstown wiadomo, korki, ale długo nie stoimy. Za to stoją tłumy do Fergburgera, zaczynam wątpić, czy nam uda się go zjeść tym razem. Moke Lake - cudo. Znowu żaden z filmów nie pokazał piękna tego miejsca. Ostatnie metry jedzie się szutrem doliną, po obu stronach zielone ściany trawy i owce. Na parkingu kilka samochodów, uśmiechnięci ludzie idą dookoła jeziora. To nie jest naszym planem, ale na pewno zdjęcia i spacer. Co za miejsce! Idealne na pierwszy walk po przylocie tutaj, na wyjście z jet laga i aklimatyzację. Wracając idzie się przez mostek, na drugim jego końcu pojawia się azjatycka para nowożeńców, pomyślałem, że zrobię im serię zdjęć. Przyjechali tutaj, właśnie by robić sobie zdjęcia. Skoro mam zamontowany 20mm, czemu i ja nie miałbym im zrobić? Pani młoda nic nie czai z angielskiego, jej mąż już tak. Zrobiłem im serie zdjęć, pan dał mi swój mail, a ja obiecałem mu, że wyślę mu zdjęcia i tak zrobię. Państwo są z Japonii.
Wyjeżdżamy z Queenstown, nie zatrzymujemy się nawet na obiad, bo zajmie nam to zbyt dużo czasu. Jedziemy przez Cardornę do Wanaki. Znowu Wanaka! Bardzo się cieszę, bo to miasteczko zachwyca i świetnie się tu czuję. Jest sporo ludzi, ale nie aż za sporo, bym się męczył. Cudne kadry przy jeziorze, ogromne parkingi i dużo zieleni. W restauracji nad Patagonią (lokalna lodziarnia, kawiarnia i generalnie słodkościarnia) zamawiamy żebra. Przychodzą iście kopiaste porcje. Jak kelnerka zobaczyła, że Pani zamówiła wołowe żebra, uśmiechnęła się, chyba z niedowierzaniem, że może to zjeść. Co za jedzenie. Generalnie tu się nic nie zmienia od lat, jesz jagnięcinę, czujesz owce. Jesz wołowinę, jakbyś siedział obok krowy. Tak smakuje prawdziwe mięso. Po obiedzie zakupy w New World, do domu i na pobyt, pierwsze miody, czekolady do picia i jedzenia, chai latte… mamy swoją listę już. Budują kapitalne centrum handlowe na wylocie z Wanaki, najlepszy New World w jakim byłem. New World to sieć lokalnych supermarketów. Chciałbym, aby jakikolwiek polski sklep był w 25% tak wyposażony, jak ten tutaj.
Ostatnia prosta do Makarora. Jedziemy w nowy dla nas rejon. Przełęcz Haast i dalej na północ to nasza czarna plama na mapie. Droga wzdłuż jeziora Hawea - bajka. Wygląda na to, że wioska Lake Hawea to jedyni mieszkańcy nad jeziorem, podobnie jak Wanaka. Co za widoki w ciepłym świetle zachodzącego słońca. Docieramy do naszego lokum. Czuć prawdziwą Nową Zelandię, stara recepcja, jakieś stare widokówki, gadżety, które od lat leżą i nikt ich nie kupuje. Obsługuje nas - jak mniemam - Meksykanin, daje klucze, pokazuje gdzie jechać i czołem. Nawet nie chciał zapłaty. Poinformował tylko, że jak jesteśmy głodni, to restauracja jest do 20-tej. Jest 18.00, w podróży dziś 10 godzin. Pani cudownie się spisała, jednak mieliśmy sporo przerw, które umilały podróż.
Jutro trasa na Brewster Hut, po to tu przyjechaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz