Kaczawa po raz piąty? a czemu nie? tak się to już poukładało. Zaplanowany od dawna wyjazd musiał się odbyć, niezależnie od pogody. Zaczęliśmy w piątek 9.09. Niby wcześnie w pracy, a jeszcze na telefonie. Zaczynamy inaczej tym razem, by nie było zbyt nudno. Zwykle przez Gozdno, teraz zachciało nam się
Kwietników. Poznaliśmy teren podczas Kaczawy I w tym roku, było cudnie, więc od drugiej strony zaczęliśmy spacer. Piątkowe popołudnie, słońce nisko, idziemy w las. Ten krótki spacer był zwiastunem tego, co nasz czeka w ten weekend - grzybowe żniwa. Fanem grzybów nigdy nie byłem, nie jem ich, poza Wigilią. Czy lubię zbierać? hmm zwykle nie, ale jeśli widzi się dziesiątki prawdziwków pod nogami, to się nie schylę? Znam się na grzybach, więc co mi tam, biorę, dam Rodzicom. No i tak było w tamten piątek. Mimo zmęczenia tygodniem pracy godzinka z kawałkiem w lesie i worek grzybów. No wiecie co? Później już tylko same przyjemności i wieczór tam, gdzie zwykle. Są takie miejsca na świecie, gdzie ładuję akumulatory od samego wjazdu na teren, tak jest na Kaczawie. Po spacerze, jak tylko wjechaliśmy do Lipy, Świerzawy chciało się żyć. Coś ma ta ziemia, że mnie tak rusza. Może przez te wulkany?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz